"300: Rise of an Empire" ("300: Początek Imperium")

O czym to jest: Ateńczycy walczą z Persami pod Salaminą.

300 początek imperium film recenzja stapleton green

Recenzja filmu:

Druga część rewelacyjnej epopei o antycznej Grecji nie ma statusu filmu kultowego, tak jak oryginalne "300", ale jest naprawdę niezła. Sequel (czy raczej równolequel) w postaci "300: Rise of an Empire", pokazuje nam drugą stronę epickiego konfliktu, tym razem z punktu widzenia Ateńczyków. Miało to dobre i złe strony - niby fajnie było zobaczyć więcej Grecji i zdać sobie sprawę, że nie tylko Sparta walczyła w tej wojnie, ale właśnie tu jest Grek pogrzebany: zdaliśmy sobie sprawę, że nie tylko Sparta walczyła w tej wojnie, co zdjęło trochę odium kultowości z bitwy pod Termopilami. Ogólnie rzecz biorąc było nieźle, choć film miał trochę dłużyzn i był miejscami zbyt przegadany. Z jednej strony podążaliśmy za wątkiem Temistoklesa, z drugiej Artemizji, z trzeciej zaś Cersei z "Gry o Tron", która cały czas nawalała głosem z offu (niestety, Faramir w pierwszej części robił to znacznie lepiej). No ale przyznaję, że trudno było tak poskładać fabułę, żeby pokazać równocześnie tło głównych postaci, bitwę pod Maratonem (szkoda, że bez biegu maratońskiego), no i bitwę pod Salaminą. Stąd pewnie ta niezgrabność.

Ale nie martwmy się, bo wizualnie film dorównał oryginałowi. Sceny batalistyczne są rewelacyjne, rzeźnia aż miło patrzeć. Całkiem przyzwoite (na szczęście prawdziwe) 3D bardzo tu pasowało, a bitwa morska... Szczęka mi opadła, bo po raz pierwszy widziałem tak dobre przedstawienie walki galer. O to chodziło! No, nie licząc przegięcia w postaci pancernika z dzikim ogniem, ale w końcu na ekranie byli Lannisterowie, więc... Niemniej totalna rewelka, jakby jeszcze wyciąć te dłużyzny pomiędzy nawalanką, to byłoby naprawdę kultowo. A tak jest tylko dobrze, zwłaszcza że twórcy filmu ulegli obecnej modzie na porno, która robi się już chyba zbyt oklepana (choć Eva Green, muszę przyznać - ogień!).

Co do obsady: niestety dużym minusem filmu jest Sullivan Stapleton jako Temistokles, który jest po prostu żaden. Jasne, widać że facet jest sprytny i przebiegły, ale to spryt księgowego. Nie ma w nim charyzmy, nie ma ikry i nie ma chęci oglądania go na ekranie (fakt, miał kiepskie dialogi, ale i aktor niezbyt wybitny - w "Strike Back" czy "Blindspot" jest wprawdzie fajny, bo przerysowany, ale tu w poważnej roli po prostu nie podołał). Za to Artemizja... Eva Green szturmem zdobyła ekran i moim zdaniem weszła do pierwszej ligi nerdowskich aktorek. Cóż za wspaniała łotrzyca! A jej kostium z kolcami na kręgosłupie - cudo! Tak więc świetny łotr zrównoważył słabego herosa, więc wyszło na zero.

Zdecydowanie polecam, zwłaszcza jako odtrutkę po "Pompejach". Antyk, nawet w baśniowej formie, wciąż jest trendy. I jeszcze ta szalona, groźna muzyka od Junkiego XL (tego od monumentalnej ścieżki dźwiękowej z nowego "Mad Maxa")! W tym stylu mogą sfilmować całą historię starożytnej Grecji, jestem za. I oby ktoś kiedyś tak wziął się za Rzym i Bizancjum, o mamo!

Wniosek: Widowiskowe, marsz do kina!


<<< Sprawdź kolejność oglądania serii "300"! >>>


Copyright © Jest Kultowo! , Blogger