"RoboCop" [2014]

O czym to jest: Policjant zamieniony w cyborga walczy z przestępcami.

robocop recenzja 2014 keaton jackson oldman

Recenzja filmu:

Nowa odsłona "RoboCopa" nie jest zła, ale... czegoś jej brakuje. Niemniej na wstępie muszę oddać hołd reżyserowi za pierwszą część filmu, która naprawdę przykuła moją uwagę. Tak mocne osadzenie we współczesności (czy raczej realnej przyszłości) przypominało mi ostatnie dokonania kina SF spod znaku "Elizjum" - drony, slumsy, nowoczesna broń... Trzeba przyznać, że nie było to coś, czego się człowiek spodziewa idąc na "RoboCopa"

Bardzo przypadła mi do gustu również początkowa i znana z oryginału warstwa fabularna, czyli wątek mężczyzny tracącego (de facto) rodzinę, pociętego i uwięzionego w metalowym ciele. Niezwykła perspektywa, która pozwoliła wczuć się w bohatera i jego sytuację bez wyjścia. Niestety od momentu, kiedy RoboCop wyszedł na ulice, dało o sobie znać PG-13 i tempo filmu mocno siadło. Ot kilka strzelanin, parę łez i drętwych tekstów. Zabrakło w tym tego "czegoś" (na przykład solidnej dawki ekranowej przemocy). Michael Keaton dwoił się i troił, żeby wywindować film jak najwyżej i przyznaję, że tą rolą zaliczył brawurowy powrót na ekrany. Partnerujący mu Gary Oldman powtórzył swoją manierę z serii "The Dark Knight", ale na szczęście pasował do postaci. Niestety sam główny aktor był wyjątkowo bezbarwny - liczyłem na popis w stylu Karla Urbana w nowym "Dreddzie", ale niestety, tylko jeden aktor potrafi obecnie grać szczęką. Film dostaje plusa za świetną wizję technologii niedalekiej przyszłości, ale minusa za Detroit. Pamiętacie Detroit z oryginału? Właśnie tak wygląda to miasto w obecnej chwili. Nie trzeba było nawet budować scenografii, starczyło wyjść z kamerą na ulice: brud, sterty śmieci, zabite deskami witryny okien, i włóczące się bez celu bandy ludzi bez nadziei na lepsze jutro. A tu mamy bezpłciowe amerykańskie miasto, które równie dobrze mogłoby być Nowym Jorkiem, Chicago czy Seattle. Denerwowała mnie też zbyt duża ilość Samuela L. Jacksona oraz dziwaczna końcówka - niby parodiująca współczesne amerykańskie społeczeństwo, ale ja wiem, a nuż to było na serio...? 

Koniec końców nowego "RoboCopa" polecam fanom współczesnego kina SF, ale przy oryginalnym "RoboCopie" z 1987 roku ten remake wygląda jak bajeczka dla dzieci. 

P.S. I ogromny minus za brak "Your move, creep!" Jak można było pominąć tak kultowy cytat?!

Wniosek: Ujdzie, ale mogło być lepiej.


Copyright © Jest Kultowo! , Blogger