"Seven Psychopaths" ("7 Psychopatów")
O czym to jest: Scenarzysta szuka inspiracji do filmu o psychopatach.
Wniosek: Niezłe. Fani Tarantino nie będą zawiedzeni.
Recenzja filmu:
Film "7 Psychopatów" jest - jak na kopię dzieł Tarantino - całkiem dobry. Choć mam wrodzoną awersję do filmów opowiadających o kręceniu filmów (lub, jak w tym przypadku, pisania scenariuszy) to jednak muszę oddać hołd twórcom za dostarczenie mi dobrej rozrywki.
Pomysł był prosty: zbierzmy grupę charakterystycznych aktorów, wysilmy się na dosyć błyskotliwe kwestie, dodajmy sporą dawkę ekranowej przemocy oraz groteski i mamy przepis na "quentinowy" film. Zabawne jest to, że czasem takie podejście rzeczywiście się sprawdza, a czasem nie (jak w "Człowieku o Żelaznych Pięściach"). Widać zależy to od talentu reżysera. Wprawdzie kilka razy fabuła zbyt mocno poszła na poważnie (np. w scenie w szpitalu) i trochę popsuła mi frajdę, to jednak reszta trzymała poziom. Ważna uwaga: takie filmy muszą od początku do końca trzymać się w konwencji groteski, bo inaczej mogą być niestrawne (widz chce się przecież świetnie bawić patrząc na ekranową przemoc, a nie smucić). W każdym razie historia grupy bandziorów trudniących się porywaniem psów bogatych ludzi okazała się na tyle surrealistyczna, że widzowie byli w stanie w nią uwierzyć i mieć z tego frajdę.
Co do obsady, to przyznam ze Colin Farrell był naprawdę rewelacyjny (szkoda, że tak często wybiera sobie badziewne role, choć są chlubne wyjątki, jak np. "The Way Back"), no bo Christopher Walken i Woody Harrelson to klasa sama w sobie. Miło też było zobaczyć znów Sama Rockwella, choć w zasadzie powtarzał swoją kreację z "Zielonej Mili". To było dobre kino, z odpowiednią dozą groteski, paroma kultowymi tekstami i scenami, no i Wietnamczykiem z miotaczem ognia (bezcenne). Może i jest to podróbka Tarantino, ale za to udana!
Wniosek: Niezłe. Fani Tarantino nie będą zawiedzeni.