"No Country for Old Men" ("To Nie Jest Kraj dla Starych Ludzi")
O czym to jest: Teksańczyk znajduje walizkę pełną gotówki.
Skusiłem się w końcu na trochę klasyki, bo o tym dziele braci Coen (i jego świetnej jakości) słyszałem od dawna. Przyznam się: wadą oglądania tak wielkiej ilości filmów jak w moim przypadku jest to, że coraz trudniej mnie zaskoczyć. Ale muszę powiedzieć z ręką na sercu - w tym filmie COŚ jest. Przypominał mi trochę dzieła Tarantino w zwolnionym (bardzo zwolnionym) tempie. Tak jakby Tarantino na poważnie... i bez cracku. Mamy więc gangsterów, prochy, niezwykle istotną rolę dialogów w filmie (uwielbiam te momenty, gdy na ekranie liczy się każde wypowiedziane słowo!), a także głębokie teksańskie pogranicze. Wyszło z tego takie drugie odbicie "Kill Billa", tylko że poważne i wiarygodne w naszej rzeczywistości. Trochę to ponura wizja, gdy się obedrze ten brutalny świat z tarantinowskiej groteski... Ale chyba takie właśnie są prawdziwe południowe Stany Zjednoczone.
Recenzja filmu:
Lubię westerny. Ale westerny to nie tylko Dziki Zachód, rewolwerowcy i napady na dyliżansy. Obecnie modne są neo-westerny, dziejące się we współczesności, gdzie mamy zachowane 100% klimatu dawnych czasów (czyli pustynia, bandyci, szeryfowie, zuchwałe napady i wielka gotówka w tle). Takim neo-westernem jest chociażby "Breaking Bad", "Firefly", "Defiance" (to na dodatek SF!), a także "No Country for Old Men".Skusiłem się w końcu na trochę klasyki, bo o tym dziele braci Coen (i jego świetnej jakości) słyszałem od dawna. Przyznam się: wadą oglądania tak wielkiej ilości filmów jak w moim przypadku jest to, że coraz trudniej mnie zaskoczyć. Ale muszę powiedzieć z ręką na sercu - w tym filmie COŚ jest. Przypominał mi trochę dzieła Tarantino w zwolnionym (bardzo zwolnionym) tempie. Tak jakby Tarantino na poważnie... i bez cracku. Mamy więc gangsterów, prochy, niezwykle istotną rolę dialogów w filmie (uwielbiam te momenty, gdy na ekranie liczy się każde wypowiedziane słowo!), a także głębokie teksańskie pogranicze. Wyszło z tego takie drugie odbicie "Kill Billa", tylko że poważne i wiarygodne w naszej rzeczywistości. Trochę to ponura wizja, gdy się obedrze ten brutalny świat z tarantinowskiej groteski... Ale chyba takie właśnie są prawdziwe południowe Stany Zjednoczone.
Chylę czoła przed grą aktorską. Nie mogę się zdecydować, kto tu zagrał lepiej - Josh Brolin jako redneck w kowbojskich butach żywcem wyjęty z westernów? Tommy Lee Jones jako zmęczony życiem szeryf? Javier Bardem jako mrożący krew w żyłach psychopata, który staje w pierwszym szeregu najbardziej przerażających postaci kina? Woody Harrelson jako sympatyczny płatny zabójca? Można by tak wymieniać i wymieniać. Fabuła skręca w tak niespodziewanych momentach, że jeśli choć na moment stracicie czujność, możecie się w tym filmie pogubić. Odpowiednia dawka przemocy, wysmakowane dialogi, oszczędna, wręcz psychodeliczna gra aktorska. Czy trzeba chwalić dalej? To zdecydowanie nie jest kino na raz i zdecydowanie nie "do kotleta". Dobra rzecz. Brawo, Oscary zdecydowanie się należały.
Wniosek: Świetny film!