"The Hobbit: The Battle of the Five Armies" ("Hobbit: Bitwa Pięciu Armii")
O czym to jest: Krasnoludy siedzą w Samotnej Górze i walczą z orkami.
Recenzja filmu:
Bywa tak, że oczekiwania dotyczące filmu nie dorównują temu, co ostatecznie pojawia się na ekranie. W moim przypadku było tak wiele razy, dlatego też specjalnie starałem się mieć czysty umysł i obejrzeć trzecią część "Hobbita" z naiwnością dziecka. Niestety, mówiąc tak obiektywnie jak tylko jestem w stanie, film okazał się być dla mnie niedorzecznie rozczarowujący.
Nie mam pojęcia, co się stało. Peter Jackson często kręci filmy w pewnego rodzaju rozrywkowy i mało poważny sposób - zazwyczaj mi to nie przeszkadzało, a nawet więcej, miało swój urok. Dlaczego więc w "Bitwie Pięciu Armii" się nie udało? Nie mam zielonego pojęcia. Nie jestem w stanie stwierdzić, co poszło źle. Wydaje mi się, że twórcy chcieli nam pokazać tak dużo przygody, jak tylko byli w stanie, i niestety po drodze zgubili gdzieś fabułę. Jest to prawdopodobnie najgorsza część sagi, kiepsko zmontowana, poszatkowana, nieprzemyślana i na domiar złego urwana. Wiem, że chodziło o to, by "Bitwa Pięciu Armii" była tak naprawdę wstępem do "Drużyny Pierścienia" i niewątpliwie tak jest. Ale film był również zwieńczeniem swojej własnej trylogii i jako taki zasługiwał na katharsis. Tymczasem tutaj dostajemy po prostu ostatni kadr i tyle. Bez konkluzji, bez rozliczenia, bez nasycenia widza. Bez polotu.
Oczywiście nie wszystko było złe. Jakość efektów (48 klatek!) perfekcyjna. Gra aktorska więcej niż przyzwoita, a nowa postać Daina Żelaznej Stopy jako irlandzkiego awanturnika podbiła moje serce. Szalony Thorin wypowiadający kwestie Smauga - świetny. Galadriela biorąca na klatę Saurona - genialna. Saruman i Elrond vs. Nazgule - oszałamiające (choć zalatywało miejscami "Diablo II" - wybierz swojego Nazgula i graj!). Sceny batalistyczne okazały się bardzo dobre, a Bilbo jak zwykle bez zarzutu. Tylko to było za mało...
Przede wszystkim nie rozumiem, czemu Peter Jackson nie wykorzystał samograjów, które miał do dyspozycji w książce. Czemu nie było szturmu krasnoludów w złotych zbrojach na tle zachodzącego słońca? Czemu nie było Balina wyruszającego na wyprawę do Morii? Czemu nie było Kiliego i Filiego broniących ciała króla? Zabrakło mi tego i nawet wersja rozszerzona tego nie naprawi, bo część tych scen wygląda zupełnie inaczej. W zamian za to dostaliśmy czerwie z "Diuny", dużo trolli odpornych na słońce (?), muflony bojowe (krasnoludzka kawaleria to jednak przesada...), niezatapialnego Azoga, platformówkę na konsolę Pegasus z Legolasem na kamyczkach (przypomniała mi się gra "Croc") i elfkę Tauriel, która jak się okazało nic nie wniosła do filmu. Dobrze że przynajmniej wyjaśniono, czemu Thranduil i Leśne Elfy nie wzięły udziału w wojnie z Mordorem. Ale wciąż czuję niedosyt!
Smutno mi, że tak to się kończy. Pewnie wersja reżyserska będzie lepsza, ale to nie zmienia faktu, że twórców stać było na więcej. Ale mimo wszystko 5 dobrych filmów na 6 to i tak świetny wynik.
Wniosek: Rozczarowujące. Ale na szczęście to wciąż Śródziemie.