"Carrie"
O czym to jest: Prześladowana w szkole nastolatka odkrywa w sobie mroczne moce.
Recenzja filmów:

Skoro akcja w obydwu obrazach przebiega tam samo, porównajmy te same elementy i spróbujmy ustalić, który film jest lepszy - czy "Carrie" z 1976 roku, czy może z 2013 roku. Gotowi? Zaczynamy!
1) Główna bohaterka: Tutaj wygrywa stara Carrie. Jest brzydsza, bardziej kryptyczna i niepokojąca w tym jak wygląda, jak mówi i jak się zachowuje. Oglądanie jej na ekranie wzbudzało dreszcze, a przecież właśnie o to chodziło - taka powinna być Carrie oparta na tej z książki. Nowa dziewczyna jest ładniejsza i przyjemniejsza dla oka, ale z kolei bardziej widać w niej ikrę i siłę charakteru. Teoretycznie powinna to być zaleta, aczkolwiek Carrie chyba jednak powinna być bardziej zastraszona i wręcz przerażona tym, czym jest.
2) Matka: Tu z kolei lepsza była nowa matka. Piper Laurie sprawiała wprawdzie bardziej szalone i fanatyczne wrażenie, wliczając w to scenę orgazmu na skutek przebicia własnego ciała dużą ilością noży (za tę rolę zaliczyła zresztą nominację do Oscara). Ale za to nowa matka (w tej roli świetna Julianne Moore, która z sukcesem wróciła na duży ekran) była znacznie głębszą postacią. Widzieliśmy, jak walczy z samą koncepcją macierzyństwa, pogrąża się w otchłani fanatyzmu i masochizmu, po czym próbuje zabić córkę, by ją uratować. A więc może i była mniej szalona niż oryginalna matka, ale za to bardziej wiarygodna.
3) Złe nastolatki: W nowym filmie niestety odbrązowiono trochę prześladowczynie Carrie. W starym filmie były po prostu złe, głupie i paskudne. Tak paskudne, że mieliśmy ochotę zabić je własnoręcznie. W nowym filmie pokazane są jako niejednoznaczne postacie, tak jakby zdawały sobie sprawę, że robią coś niewłaściwego i miały z tego powodu wyrzuty sumienia. Czy rzeczywiście by tak było? Śmiem wątpić, sam chodziłem do liceum i mogę szczerze powiedzieć, że nie ma głupszego stworzenia na kuli ziemskiej niż licealistka. Interesująca jest też zmiana głównej prześladowczyni z blondu (oryginał) na brunetkę (remake). A także rezygnacja w nowej wersji ze sporej dawki nastoletniej golizny i erotyki, która nikogo nie bulwersowała w 1976 roku. Znak czasów?
4) Rzeźnia: Tu w cuglach wygrywa nowy film. Masakra na studniówce jest zdecydowanie bardziej satysfakcjonująca w remake'u. Widzimy, jak dokładnie skończyła każda ze złych postaci, podczas gdy w oryginale było to bardziej nieokreślone (i zawierało sporą dozę przypadkowych ofiar). Krwawe szczegóły również są fajniejsze, wliczając w to epickie rozwalenie samochodu w finale wraz z pasażerami. To mi się podoba!
5) Klimat: No jednak oryginał jest tu lepszy. Bardziej mroczny, niepokojący, sugestywny. Remake to po prostu, jak to określono w jednej recenzji, "teenage revenge movie". A to jednak trochę mało, by przejść do historii kina. Za to w nowej wersji mamy znacznie prostsze ukazanie psychiki Carrie czy losów poszczególnych postaci. W oryginale otrzymaliśmy znacznie głębsze pole do domysłów i własnych interpretacji. Każdy widz musi ocenić, które podejście podoba mu się bardziej.
Podsumowując: obydwa filmy mają swoją własną wartość - jeden jest lepszych w pewnych elementach, a drugi w innych. Interesującym jest obejrzeć je naraz, jeden po drugim. A potem najlepiej przeczytać książkę.
Wniosek: "Carrie" daje radę. Ta historia się nie starzeje.