"Cut Bank" ("Miasteczko Cut Bank")
O czym to jest: W małym amerykańskim miasteczku ktoś zabija listonosza.
Recenzja filmu:
Ciekawe, czy we współczesnej kinematografii oryginalność wciąż jest w cenie. Na pewno kręcenie czegoś świeżego zawsze oznacza ryzyko. Przecież publika może tego nie kupić. Dlatego niektórzy twórcy wolą powtórzyć znaną już historię w nieco inny sposób. Takie właśnie jest "Cut Bank" - to czysta, jedynie lekko przypudrowana zrzynka z "Fargo" i "Twin Peaks". Tyle, że na serio i bez mocy nadprzyrodzonych.
W zasadzie jest to bardziej kinowe "Fargo" niż serialowe "Fargo", ale koncept jest DOKŁADNIE ten sam. Małe amerykańskie miasteczko na głębokiej prowincji (określane jako najzimniejsze miasto w USA - na szczęście akcja dzieje się latem, a nie w śniegu, bo to byłoby przegięcie). Zbrodnia, która ma przynieść zysk, ale zamiast tego prowadzi do kolejnej zbrodni. I kolejnej, i kolejnej... Zapyziały szeryf, który lata świetności ma za sobą, nagle musi się zmierzyć z niemal wielkomiejskim wymiarem przestępczości. Tak, proszę państwa, to właśnie "Cut Fargo Twin Peaks Bank". Wszystko się zgadza, jedyne co zmieniono, to usunięto czarny humor znany z oryginału.
Na szczęście, mimo ewidentnego plagiatu, ogląda się to nieźle. Duża w tym zasługa obsady, a przede wszystkim Johna Malkovica w roli szeryfa. Jak słowo daję, ten człowiek mógłby zagrać nawet słup telegraficzny, a i tak byłby nie do rozpoznania. Mistrzowski warsztat! Oprócz niego na ekranie pojawił się Billy Bob Thornton (kolejne nawiązanie do serialowego "Fargo"), a także nieznany mi wcześniej Michael Stuhlbarg w znakomitej roli psychopaty (troszeczkę w stylu postaci z książek Stephena Kinga). Słabym punktem filmu była wiodąca kreacja Liama Hemswortha, młodszego brata Thora, którego talent aktorski ograniczał się do sztywnej twarzy. Ale nie martwmy się tą wpadką, bo to zaledwie łyżka dziegciu na całą beczkę miodu. "Cut Bank" to bardzo dobry kryminał. Wartki, pełen zwrotów akcji, z ciekawym zakończeniem, fajnie przedstawiający klimat zapadłej amerykańskiej prowincji, skąd każdy chce się wyrwać za wszelką cenę (trochę jak w "American Graffiti").
A że to już widziałem w "Fargo"? Cóż, dobre produkcje można oglądać wielokrotnie!