"Rescue Dawn" ("Operacja Świt")

O czym to jest: Oparta na faktach historia amerykańskiego pilota, który uciekł z niewoli w Wietnamie.

operacja świt film recenzja plakat christian bale

Recenzja filmu:

Albo zupełnie przypadkowo trafiam znowu na Christiana Bale'a, albo to on grywa w filmach, które mnie interesują (a to oznacza, że mamy podobny gust). W każdym razie obejrzałem w końcu sławny "Rescue Dawn" z 2006 roku. Historia - trzeba przyznać - idealnie nadawała się do ekranizacji. Było bowiem tak: w trakcie wojny w Wietnamie niejaki Dieter Dengler, amerykański pilot, został zestrzelony i pojmany przez Wietnamczyków. Po jakimś czasie uciekł z obozu jenieckiego i przetrwał niewyobrażalnie ciężką wędrówkę przez dżunglę, po czym został uratowany. Brzmi jak świetny scenariusz? Czasem filmy mają bardzo dużo wspólnego z rzeczywistością.

Jeśli martwicie się, że właśnie poznaliście fabułę filmu, to uspokoję was, że w niczym to nie przeszkadza. "Rescue Dawn" nie ogląda się z powodu zwrotów akcji, bo dobrze wiemy, jak ta historia się skończy. Interesuje nas to, co wydarzyło się w międzyczasie: jak wyglądała wietnamska niewola? Jak Dengler uciekł? Jak przetrwał w dżungli? Film stara się opowiedzieć tę historię jak najbardziej dokładnie i za to mu chwała. Realia wietnamskiej niewoli są wstrząsające, a wszystko - od gry aktorskiej po scenografię - jest absolutnie bez zarzutu (Bale jak zwykle jest świetny). A trzeba pamiętać, że przed tym filmem był cały szereg mu podobnych, a my jako widzowie teoretycznie poznaliśmy już Wietnam z każdej strony. A tu taka miła niespodzianka.

Szczególną uwagę zwracam na charakteryzację - aktorzy, w tym Bale, byli potwornie wychudzeni, tak jakby dopiero wyszli z obozu koncentracyjnego. To się nazywa poświęcenie dla roli! Trzeba też powiedzieć słowo o dialogach, które brzmią niezwykle prawdziwie - nie jak deklamowane kwestie, ale jak normalna rozmowa. Zauważcie, że mało kto w rzeczywistym życiu mówi pięknie i składnie, w większości się powtarzamy, zacinamy, gubimy wątki, czasem pleciemy bez sensu - tak właśnie jest w "Rescue Dawn". Czapki z głów i oklaski dla scenarzystów.

Jedyną wadą filmu, niestety poważną, jest absolutny brak tempa. Narracja jest wartka jak w filmie dokumentalnym i choć pomaga to wczuć się w klimat, zabija całą przyjemność z oglądania. Widz męczy się razem z aktorami, a myślę, że nie o to chodziło reżyserowi. Nie wymagam oczywiście, byśmy mieli napakowaną akcją wojenną strzelankę, ale trochę szybszych scen rzeczywiście by się przydało. Jeśli jednak lubicie smakować się w kadrach filmu, to powolny "Rescue Dawn" nie powinien wam przeszkadzać.

Bez wątpienia jest to ważny film o Wietnamie i warta poznania historia, ale czy arcydzieło - tu mam wątpliwości.

Wniosek: Świetnie zrobione, ale ciężkostrawne kino.


Copyright © Jest Kultowo! , Blogger