"Jurassic World"
O czym to jest: Dinozaury zjadają ludzi.
Recenzja filmu:
Dinusie powróciły! Pamiętam, jak na początku lat 90. siedziałem z rodzicami w wielkim plenerowym kinie we wrocławskiej Hali Stulecia i z szerokimi oczami wpatrywałem się w dinozaury ożywione magią srebrnego ekranu. Dla chłopca, który chciał zostać paleontologiem to było spełnienie marzeń! Do dziś uważam "Jurassic Park" za film kultowy, idealne połączenie kina przygodowego i familijnego, z odpowiednią dawką humoru i lekkiego gore. A tu proszę bardzo, prosto z Hollywood leci kolejny sequel...
Taka to moda ostatnio na odmrażanie dawnych hitów filmowych. W przypadku "Parku Jurajskiego" postawiono jednak na prosty sequel zamiast reboota, i całe szczęście. "Jurassic World" sprytnie pomija tragiczną drugą część i znośną, ale nieporywającą trzecią, stanowiąc bezpośrednią kontynuację jedynki. I to na pełnym gazie, wliczając w to hołd dla starych lokacji (hala z pamiętnego pojedynku T-Rex vs. Raptory), pojazdów (Jeepy!) czy choćby legendarnego motywu muzycznego Johna Williamsa. Czapki z głów dla twórców - taki ukłon dla klasyki zdecydowanie lubię i popieram. Pod tym względem filmowi nie można nic zarzucić.
Ale jak tu się mierzyć z taką legendą i zrobić coś choćby porównywalnie genialnego? Było trudno i nie do końca się udało, choć - przyznaję szczerze - nie było tragedii. Na początku trailer zapowiadał zwykłą amerykańską sieczkę dla ćwierćinteligentów, dlatego długo zwlekałem z wyprawą do kina. Ale że wszyscy wokół chwalili sobie ten film, to w końcu poszedłem... I nie było źle. Chris Pratt w roli nowego wiodącego aktora spisuje się przyzwoicie i - rzecz jasna - jest identyczny jak w "Strażnikach Galaktyki". Ale wiedziałem od pierwszej chwili, że to jest aktor, który gra wyłącznie samego siebie i na tym zbija popularność. Nie przeszkadza mi to, dopóki dostarcza mi rozrywki na ekranie i mam nadzieję, że pan Pratt prędko nie utraci tego daru. Bryce Dallas Howard jako partnerująca lasia ujdzie w tłoku, choć tej aktorce zdecydowanie lepiej wychodzi kino kameralne, jak choćby "Osada" albo "Kobieta w Błękitnej Wodzie". Wprawdzie w paru miejscach podczas projekcji poczułem lekkie znużenie formą, ale koniec końców gra aktorska i dialogi były na znośnym poziomie.
A dinozaury? Jak to dinożarły. Duże, krwiożercze i głośne! Cieszę się, że nie zrezygnowano z krwawych elementów (co to byłyby za dinusie z PG-13?). Oczywiście dostaliśmy kolejnego mega-drapieżnika, mądre raptory i pikujące mięsożerne pterodaktyle, czyli to samo co w poprzednich trzech częściach. Chcieliście dinozaurów to je macie! A wszystko wskazuje na to, że do Parku Jurajskiego będziemy jeszcze wracać wielokrotnie, więc lepiej wyjmujcie swoje zagrzebane od czasów dzieciństwa albumy z dinozaurami i siadajcie do lektury!
Wniosek: Głupawe, ale zapewnia rozrywkę przy oglądaniu.