"The Homesman" ("Eskorta")
O czym to jest: Samotna kobieta i podstarzały rzezimieszek muszą przewieźć trzy szalone kobiety przez pół Dzikiego Zachodu.
Recenzja filmu:
Rzadko oglądam coś tak niejednoznacznego jak ta produkcja. Jeśli ktoś by mnie spytał czy jest to dobry film, powiedziałbym że nie... ale dodałbym zaraz, że jest to jeden z najlepszych westernów i dramatów jakie widziałem w życiu. Paradoks? Zależy, jak się na to spojrzy. Filmy zazwyczaj są robione wg podobnego schematu i doświadczony kinoman, taki jak ja, potrafi mniej więcej przewidzieć rozwój akcji. Tymczasem fabuła, konstrukcja i przebieg wątków w "The Homesman" jest tak pokręcony, nieoczywisty i wręcz szokujący, że pozostawia widza ze szczęką na podłodze. I o to chodzi!
Nebraska, połowa XIX wieku. To nie jest Dziki Zachód małych miasteczek, szeryfów i saloonów. To prawdziwy świat nędzy, głodu, ciężkiej walki z przyrodą i ludzkim charakterem. Świat, w którym konwenanse i "cywilizacja" są jedynie fasadą, a w rzeczywistości każdy dba o siebie i o nikogo więcej. W takiej rzeczywistości próbuje żyć główna bohaterka, stara zamożna panna, fantastycznie zagrana przez Hilary Swank, trzymająca się zasad moralnych i społecznych. Gdy nikt nie chce się podjąć misji odwiezienia trzech szalonych kobiet z miasteczka, nasza heroina najmuje podrzędnego typa spod ciemnej gwiazdy i wyrusza z nim w podróż. Myślicie, że wiecie jak to się skończy? Zapewniam was, że nie. Zwroty akcji przynoszą coś zupełnie innego niż w klasycznym dramacie, przerażająco realistycznie ukazując obdarty z mitów Dziki Zachód. Klimat, lokacje, kostiumy sprawiają, że odnosimy wrażenie oglądania filmu dokumentalnego. Niesamowicie dobra robota ekipy filmowej, czapki z głów!
Prawdziwą gwiazdą jest jednak Tommy Lee Jones, który jest niczym wino - im starszy, tym lepszy. Stary łotr w jego wykonaniu jest zarówno postacią tragiczną, jak i sympatyczną oraz odpychającą zarazem. Jesteśmy w stanie w 100% uwierzyć, że takich mężczyzn jak on krążyły po Dzikim Zachodzie całe tysiące. Wspaniała kreacja, godna Oscara, którego pewnie nie dostanie, bo już ma jednego na koncie. I mimo że "The Homesman" to film na wskroś feministyczny, poruszający pomijany w kinie wątek kobiet na Dzikim Zachodzie, jego męska rola nie gryzie się z klimatem produkcji, a raczej doskonale ją uzupełnia.
Tyle miłych słów na temat "The Homesman", ale uprzedzam, że nie ogląda się tego dobrze. Film jest ciężki, nie wchodzi w widza jak masło, a raczej jak poszczerbiona deska pełna drzazg. Ale to bardzo dobry film, mimo że niedobry. Gatunek westernu jeszcze nie umarł.
Wniosek: Jedno z lepszych przedstawień epoki w historii westernów.