"Everest"
O czym to jest: Grupa himalaistów próbuje zdobyć Mount Everest.
Recenzja filmu:
Są takie historie, w które aż trudno uwierzyć. Czasem scenarzyści filmowi nie muszą się specjalnie wysilać, wymyślając zręby fabuły - gotowy materiał na hit wydarzył się naprawdę, starczy go jedynie przenieść na ekran. Uwielbiam takie sytuacje; czuję się wtedy jakbym rzeczywiście był w środku niezwykłej historii. Nawet najlepsze efekty specjalne nie dadzą takiego efektu wiarygodności. I to jest główna zaleta filmu "Everest".
Film opowiada o słynnej katastrofie, która miała miejsce na najwyższej górze świata w maju 1996 roku. Zginęło wtedy łącznie 12 himalaistów - część na skutek własnych błędów, część na skutek niezwykłego (nawet jak na Everest) załamania pogody. Było to o tyle istotne, że katastrofa dotknęła klientów świeżo otwartych biur turystycznych, oferujących pierwsze komercyjne wejścia na dach świata. Wiem, że zapewne trudno wam będzie w to uwierzyć, ale wszystko co zobaczycie w tym filmie wydarzyło się naprawdę - każda postać i jej losy są poprowadzone tak jak w rzeczywistości, tak samo duża część dialogów to transkrypcje autentycznych rozmów (zwłaszcza rozmów radiowych). Oddaję hołd twórcom filmu za stworzenie w ten sposób niezwykłego, przejmującego dramatu, który poruszył nawet takiego weterana kina jak ja.
Do tej pory wzorem filmów o himalaistach było dla mnie "K2" - jeden z filmów, na których się wychowałem. Szczerze wątpiłem, czy "Everest" dorówna tej legendzie. Cieszę się, że moje obawy okazały się bezpodstawne. Na początku przeraził mnie zwłaszcza Jason Clarke grający główną rolę - mam do niego ogromny uraz po "Terminator: Genisys". Na szczęście w tym filmie nie tylko mnie nie irytował, a wręcz podobała mi się jego kreacja! Widać w końcu trafił na reżysera, który udzielił mu właściwych wskazówek, a to się chwali. A reszta obsady... Dawno nie widziałem filmu z taką ilością gwiazd: Josh Brolin, Sam Worthington, Jake Gyllenhaal, Keira Knightley, Robin Wright... Po prostu wow. Łatwo się zgubić w takim tłumie, na szczęście twórcy doskonale widzieli, gdzie postawić jakiego aktora, żeby nawet parę minut na ekranie było godne zapamiętania. To świadczy o wielkim wyczuciu.
Warto też wspomnieć o efektach specjalnych i zdjęciach, które zapierały dech w piersiach. Trudno się dziwić, że ludzie ryzykują zdrowie i życie dla tych kilku chwil na szczycie. Jak to powiedział jeden z pierwszych himalaistów w historii: "Czemu wspinam się w Himalajach? Bo są." I choć osobiście bym się na to nie zdecydował, to jestem pełen podziwu dla odwagi tych niezwykłych ludzi.
Wniosek: Znakomity film, naprawdę godny polecenia.