"Generation War" ("Nasze Matki, Nasi Ojcowie")
O czym to jest: Piątka młodych Niemców stara się przetrwać piekło II wojny światowej.
Recenzja miniserialu:
O niemieckim miniserialu "Unsere Mütter, Unsere Väter" powiedziano w Polsce dużo złego. Że wybiela i fałszuje historię. Że zdejmuje z Niemców część winy za II wojnę światową, rzezie i Holocaust. Że szkaluje obraz bohaterskich Polaków walczących w szeregach Armii Krajowej. I tak dalej, i tak dalej... Nie miałem więc wyjścia, jak przekonać się o tym na własne oczy. I jak zwykle w takich przypadkach stwierdzam, że wielu komentatorów powinno się najpierw dokształcić, a dopiero potem wyrażać skrajne opinie.
Niemcom nie jest łatwo kręcić filmy o II wojnie światowej. Zresztą czy jest jakiś naród, któremu coś takiego łatwo przychodzi? Rosjanie nie kręcą zbyt często filmów o Gułagu, Brytyjczycy nie kręcą o wojnach burskich, a my nie wspominamy o "złotych żniwach" na Żydach w czasie II wojny (są na szczęście wyjątki, takie jak "Ida"). Tym bardziej cieszę się, że niemiecka telewizja spróbowała przybliżyć dramat młodych Niemców, wciągniętych w wir totalitarnego szaleństwa. Piątka przyjaciół: dwóch braci wcielonych do Wehrmachtu (ten starszy, wzór hitlerowca, i ten młodszy, delikatny wrażliwiec), naiwna dziewczyna zgłaszająca się na pielęgniarkę w szpitalu polowym, wyrachowana panienka marząca o karierze piosenkarki, a także młody Żyd, niemiecki patriota, którego reżim uznał za podczłowieka. Wszyscy oni muszą się zmierzyć z największym horrorem XX wieku, powoli ucząc się, że nie świat nie jest tak czarno-biały, jak im wmawiano od dzieciństwa. Jestem przekonany, że gdyby nazizm współcześnie się odrodził, wielu młodych ludzi (niekoniecznie tylko Niemców) znalazłoby się dziś w identycznej pułapce, z identycznymi dylematami i wyborami. I pewnie, niestety, tak samo by skończyła. Pod tym względem historia często się powtarza.
Miniserial wygląda bardzo realnie. Nakręcono go z niezwykłą dbałością o szczegóły, takie jak charakteryzacja, scenografia czy klimat epoki. Nie zapomina się o trudnych tematach, takich jak właśnie Holocaust czy mordy na ludności polskiej i rosyjskiej. Fabuła jest wartka, pozbawiona dłużyzn, logiczna i konsekwentna. Batalistycznie jest również bez zarzutu (scena ostrzału wojsk niemieckich z katiusz mrozi krew w żyłach), nie dziwi więc określanie tej produkcji mianem niemieckiej "Kompanii Braci", tyle że z tej drugiej, złej strony konfliktu. Młodzi aktorzy obsadzeni w głównych rolach zagrali fenomenalnie. Jako widzowie jednocześnie darzymy ich sympatią, ale też nienawidzimy za zaślepienie i to, że również mają krew na rękach (jedynym sprawiedliwym okazuje się wyłącznie młody Żyd, którego - jak można się spodziewać - historia nie oszczędzała). Pewnie domyślacie się również, że w tej historii nie ma zbyt wielkiego happy endu... Ale czy mógłby być? Naród niemiecki przez sześć lat wojny zebrał to, co zasiał. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że wszyscy wyciągnęli z tej lekcji odpowiednie wnioski.
A na koniec przejdźmy do największej kontrowersji, czyli przedstawiania polskich partyzantów z AK jako antysemitów, tępiących Żydów tak samo jak Niemców. Na początku wyjaśnijmy sobie fakty historyczne, z którymi nie ma co się sprzeczać: Polacy mordowali Żydów w czasie II wojny światowej, głównie na terenach wiejskich i zazwyczaj dla pieniędzy. A nawet jeśli nie mordowali, to wydawali ich Niemcom. Jasne, była ogromna liczba przypadków szlachetnej i bezinteresownej pomocy (starczy popatrzeć na listę nagrodzonych tytułem Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata), ale mordy i zbrodnie zdarzały się równie często. Przyznaję, że niefortunnym było przedstawienie oddziału Armii Krajowej jako stricte antysemickiego. Jednak gdyby to był oddział Narodowych Sił Zbrojnych - to coś zupełnie innego. O tej bandzie narodowców, z których wielu kolaborowało z Niemcami, nie można powiedzieć zbyt wiele dobrego. Tutaj scenarzyści mogli się więc trochę bardziej postarać i poszperać w podręcznikach do historii.
No i na koniec jeszcze zupełnie techniczna uwaga: szkoda, że Polaków zagrali tu niemieccy aktorzy, mówiący w serialu po polsku, ale z bardzo mocnym niemieckim akcentem. Dziwi mnie to, bo przecież Polaków w Niemczech nie brakuje i na pewno w castingu dałoby się wyłonić jakieś talenty aktorskie. Tutaj też twórcy poszli na łatwiznę. Ale niech to niedociągnięcie nie przysłoni wam całościowego obrazu: to jest naprawdę dobry serial. Prawdziwy.
Wniosek: Niezłe i mocne. Zostaje w głowie na dłużej.