"Captain America: The First Avenger" ("Kapitan Ameryka: Pierwsze Starcie")
O czym to jest: Amerykański superżołnierz walczy z nazistami.
Wniosek: Nikt nawet nie udawał, że ten film jest na poważnie. I dlatego jest fajny!
Recenzja filmu:
Bardzo mi odpowiada, gdy twórcy filmu zdają sobie sprawę z absurdu scenariusza, jaki przyszło im realizować. Wtedy zamiast robić kuriozalną historię na poważnie (jak w "Thorze"), lecą po bandzie, wchodząc w formę znaną jako kamp (patrz: "Batman: The Movie"). No bo jak na serio opowiedzieć o amerykańskim wojaku, zamienionym za pomocą serum w superbohatera, który zwalcza napędzaną kosmicznym sześcianem armię dieselpunkowych nazistów?
Chylę czoła, bo "Kapitan Ameryka" to znakomita frajda i zabawa konwencją, przystępna zarówno dla nerdów, jak i zwykłych widzów. Przystojny Chris Evans w roli tytułowego Kapitana to chyba najsympatyczniejszy z superbohaterów "Marvel Cinematic Universe". Prawdziwy harcerz, człowiek bez skazy i bez wad, a więc postać idealna, która w "poważnym filmie" nigdy nie byłaby wiarygodna. Jego jedynym marzeniem jest służyć ojczyźnie i chronić niewinnych przed złem. A czyż istnieje większe zło niż naziści? Twórcy "Kapitana Ameryki" postanowili przerysować hitlerowców jeszcze bardziej niż Spielberg w "Poszukiwaczach Zaginionej Arki", prezentując nazistowską grupę Hydra i ich wynalazki: laserowe karabiny, czołgi wielkości budynków, kilkunastometrowe limuzyny czy gargantuiczne bombowce (jeśli lubicie taki dieselpunk, to zachwyci was "Sucker Punch"). A co najlepsze, Hydrą dowodzi zmutowany Hugo Weaving jako Red Skull, mówiący z uroczo przerysowanym niemieckim akcentem. Heil Hydra!
Drużyna Kapitana jest oczywiście schematyczna do bólu: piękna agentka wywiadu, ponury snajper, Afroamerykanin z karabinem maszynowym, sprytny Azjata, wesoły Francuz, bandzior z shotgunem, czy brytyjski wojak. Same klisze, ale pasujące jak ulał! No i nie wolno zapomnieć o roli Tommy'ego Lee Jonesa jako wiecznie narzekającego pułkownika, który moim zdaniem skradł cały film (ale z tym aktorem tak jest, że gdziekolwiek się pojawia, natychmiast zawłaszcza cały ekran - i za to go uwielbiam!). "Kapitan Ameryka" to znakomita rozrywka na wieczór, pod warunkiem że wyłączy się krytyczne myślenie i pozwoli się ponieść przygodzie. W końcu to opowieść o superbohaterach!
Wniosek: Nikt nawet nie udawał, że ten film jest na poważnie. I dlatego jest fajny!