"The Incredible Hulk" ("Incredible Hulk")

O czym to jest: Naukowiec zmienia się w wielką zieloną bestię.

hulk marvel film recenzja edward norton

Recenzja filmu:

Druga część "Marvel Cinematic Universe" rzecz jasna nie dorównuje "Iron Manowi" poziomem wykonania czy chociażby gry aktorskiej, ale nie zmienia to faktu, że to nadal świetna superbohaterska rozrywka. Przy takiej tematyce łatwo popaść w żenujący kicz, czego najlepszym dowodem był nakręcony kilka lat wcześniej tragiczny "Hulk". Na szczęście o tamtym filmie nikt już nie pamięta, a "The Incredible Hulk" pisze historię zielonego potwora na nowo.

Twórcy postanowili oszczędzić nam kolejnej historii typu origin o genezie tytułowego bohatera, zamiast tego serwując krótkie wstawki w trakcie napisów początkowych. W ciągu tych dwóch minut dowiadujemy się wszystkiego, co potrzeba do zrozumienia fabuły: naukowiec postanowił przetestować na sobie nową substancję, zmutował się w bestię, zaczął uciekać, a wojsko ruszyło w pogoń. Proste? Tu naprawdę nie trzeba niczego więcej! Film jest niezwykle dynamiczny, pozbawiony dłużyzn i sprawnie nakręcony. Historia zaczyna się w Brazylii (mega plus za świetne realia życia w faweli), gdzie doktor Bruce Banner ukrywa się przed światem. Później historia przenosi się do Nowego Jorku, by skończyć na demolowaniu Harlemu podczas "walki potworów". Mam niestety zastrzeżenia co do Edwarda Nortona w tytułowej roli - jest z niego świetny aktor dramatyczny, ale obawiam się, że do typowego popcornowego kina po prostu się nie nadaje. Co istotne, w kolejnych wcielaniach Hulka w uniwersum jego rolę przejął Mark Ruffalo - i podobnie jak Robert Downey Jr., idealnie zrósł się ze swoją postacią. Drugą pomyłką castingową jest Liv Tyler w roli ukochanej Bannera. Co ja poradzę, że po prostu nie jestem w stanie strawić maślanych oczu Tyler w jej filmach... No ale podejrzewam, że jest to kwestia gustu.

Na szczęście w filmie występuje świetny jak zawsze Tim Roth w przekonującej i dobrze nakreślonej roli przeciwnika Hulka, czyli Abomination. Drugim jasnym punktem jest William Hurt jako generał Ross. A ponoć o jakości filmu o superbohaterze świadczy jakość jego wrogów, a zatem... Ubolewam niestety nad czerstwymi efektami specjalnymi, zwłaszcza jak się porówna ich poziom do wyprodukowanego w tym samym roku "Iron Mana". Ale na szczęście kiepskie efekty nie pogrążają dobrego filmu (tak jak przyzwoite nie ratują szmiry). "The Incredible Hulk" to solidna, dynamiczna rozrywka, a ja osobiście żałuję, że na kolejne wcielenie zielonej bestii musieliśmy czekać aż do "Avengersów". Kto wie, może kiedyś znowu pojawi się w solowym filmie?

Wniosek: Zadziwiająco dobre jak na taką tematykę. Świetnie się ogląda!


<<< Sprawdź kolejność oglądania filmów Marvela! >>>


Copyright © Jest Kultowo! , Blogger