"Iron Man 3"
O czym to jest: Iron Man ratuje świat po raz trzeci (czwarty?).
Wniosek: Nawet Iron Man zaliczył zadyszkę. Dosyć słaby film.
Recenzja filmu:
Ten film powinien się nazywać "Iron Man 4", jako że Tony Stark zaliczył najwięcej czasu ekranowego w "Avengersach" i de facto uratował tam świat. Jest to o tyle ważne, że cała koncepcja "Iron Mana 3" opiera się na zespole stresu pourazowego, na który cierpi Stark po nawalance z ufokami w Nowym Jorku. I tu mam pierwsze zastrzeżenie, bowiem cierpiącego Roberta Downey Jr. mogliśmy oglądać w "Iron Manie 2". Obserwowanie tego po raz kolejny (na dodatek z nowymi fekalnymi żartami w fabule) to po prostu dla mnie za dużo.
Przyznaję, że finalna walka w dokach z głównym wrogiem, czyli Mandarynem, robi super wrażenie. Miło było zobaczyć multum zbroi Iron Mana w akcji (aż chciałoby się zebrać je wszystkie jako figurki), zwłaszcza że efekty CGI stały na zadowalającym poziomie. Rewelacyjny był także Ben Kingsley jako jeden z Mandarynów, dając niesamowity pokaz swoich umiejętności aktorskich. Guy Pierce nie pokazał nic odkrywczego (szczerze nie rozumiem, czemu świat się nim tak zachwyca), a Gwyneth Paltrow dostała w końcu jakieś sceny akcji! Tyle jeśli chodzi o obsadę - o samym Downey Jr. nie ma co wspominać, bo jego Tony Stark to samograj, choć coraz bardziej przypominający zdartą płytę.
Co najgorsze, absolutnie nie rozumiem, o co chodziło w fabule. Czego chciał Mandaryn? Dlaczego robił to, co robił? Nie wiem czy było to dla pieniędzy, czy z żądzy zemsty... Mam tu podobny problem, jak z Lexem Luthorem w "Batman v Superman". Takie dziury logiczne w charakterze postaci potrafią zabić każdą przyjemność z oglądania filmu! Warto było postarać się nieco bardziej, zwłaszcza że Mandaryn powinien być najgorszym z wrogów Iron Mana - a tymczasem Whiplash z drugiej części zjadłby go na śniadanie, a resztki rzucił papudze.
I tak naprawdę niewiele więcej można powiedzieć o tej produkcji. Miała być swoistym zwieńczeniem historii Starka i "domknięciem kręgu", a stała się zwykłą, przeciętną przygodą. Obejrzałem, dziękuję, następny poproszę. "Iron Man 3" jest lata świetlne za świetną pierwszą częścią i stanowi jedno ze słabszych ogniw "Marvel Cinematic Universe". Jak słowo daję, jeśli jeszcze raz będę musiał oglądać Tony'ego Starka z kryzysem osobowości, to wstanę i wyjdę z kina!
Wniosek: Nawet Iron Man zaliczył zadyszkę. Dosyć słaby film.