"X-Men: The Last Stand" ("X-Men: Ostatni Bastion")

O czym to jest: Dobrzy mutanci vs. źli mutanci.

x-men ostatni bastion film recenzja wolverine magneto phoenix

Recenzja filmu:

No, i takie widowisko to ja rozumiem! "X-Men: The Last Stand" w końcu przypomina film nakręcony w XXI wieku, a nie w latach 90. Trudno opisać, gdzie dokładnie leży klucz do sukcesu, bo jest to suma drobnych rzeczy: montażu, scenografii, ustawienia kamery czy w końcu scenariusza. Jest dynamicznie, rozrywkowo i z odpowiednią dozą epy - czyli tak, jak być powinno!

Dziękuję twórcom za usunięcie na najdalszy możliwy plan totalnie nieudanych postaci Cyclopsa i Rogue, i zastąpienie ich znacznie sympatyczniejszymi Bestią oraz Kitty. I nawet dla miałkiej do tej pory Jean Grey znalazło się dobre miejsce w fabule! Co ciekawe Wolverine, który musiał na swoich barkach dźwigać cały ciężar scenariusza "X-Menów" i "X2", tym razem doskonale zrównał się z pozostałymi postaciami. W końcu doczekaliśmy się solidnego, zbiorowego filmu o "X-Menach", gdzie grupa superbohaterów musiała ratować ludzkość przed armią złych mutantów. Była masa świetnych scen, znakomita choreografia, fantastycznie zaprojektowani mutanci i epicka sekwencja z udziałem Golden Gate. Lubię to!

W pewien sposób "The Last Stand" powtarza wątki z oryginalnych "X-Menów", ponownie czyniąc Magneto i jego popychadła głównymi złoczyńcami. Nieco szkoda mi zepchnięcia Mystique na dalekie tło, choć przyznaję, że dzięki temu film nie był wtórny. Warto było czekać na takie rozstrzygnięcie oryginalnej trylogii, a co najważniejsze stwierdzam, że poziom filmowy sagi idzie cały czas w górę. Oby już nigdy nie zmienił kierunku!

Wniosek: Bardzo fajne, zapadające w pamięć kino!


<<< Sprawdź kolejność oglądania serii "X-Men"! >>>


Copyright © Jest Kultowo! , Blogger