"X-Men"
O czym to jest: Mutanci ratują świat.
Wniosek: Może być, choć nieco trąci myszką.
Recenzja filmu:
Od tego filmu zaczął się triumfalny pochód komiksowych "X-Menów" przez ekrany kin. I choć obecnie "X-Men: First Class" jest chronologicznie pierwszą częścią cyklu, to niektórzy wciąż zalecają, by zacząć przygodę właśnie od oryginalnych "X-Menów". Nie dziwie się, bo to w miarę przyzwoity film, choć efekty specjalne i montaż raczej nie przetrwały próby czasu. Ale mimo to warto go obejrzeć - choćby dla Wolverine'a!
To najlepszy i najpopularniejszy z "X-Menów", klasyczny łotr o złotym sercu. Hugh Jackman urodził się do tej roli i nic dziwnego, że wcielał się w tę postać przez ponad 15 lat. Przebił w tym filmie nawet Patricka Stewarta jako Profesora X i Iana McKellena jako Magneto, którzy - choć są świetnymi aktorami - nie potrafiliby aż tak zawładnąć wyobraźnią widzów. Zresztą byłoby to ciężkie przy tak nieskomplikowanej fabule: źli mutanci chcą zniszczyć świat, a dobrzy chcą ich powstrzymać. Proste? Na szczęście Bryanowi Singerowi udało się wpleść do tego lekcje o tolerancji i szacunku do innych, dzięki czemu czas spędzony przed ekranem nie wydaje się być aż taką stratą.
Moim największym zarzutem jest postać Rogue, granej przez Annę Paquin, która nie jest ani urodziwa, ani też utalentowana. Ale najgorsze jest to, że de facto nie ma nic do roboty w scenariuszu, który świetnie poradziłby sobie bez niej. Szkoda też, że sporo wątków (jak np. twierdza Magneto) jest przerysowanych do karykaturalnego, komiksowego poziomu, co zawsze wygląda źle na ekranie (patrz: "Hulk"). Ale jeśli będziecie pamiętać, że oglądacie popcornową rozrywkę, nie powinno wam to przeszkadzać w odbiorze.
Ciekawie ogląda się ten film po seansie "First Class", bo między tymi produkcjami widać naprawdę dużo połączeń i nawiązań (choć też kilka nieścisłości). Ale jeśli podoba wam się świat "X-Menów", to ta produkcja spełni oczekiwania. A to najważniejsze.
Wniosek: Może być, choć nieco trąci myszką.
