"Star Trek Beyond" ("Star Trek: W Nieznane")
O czym to jest: Załoga U.S.S. Enterprise musi uratować galaktykę.
Wniosek: Nowa, rozrywkowa jakość w tym uniwersum. Jest frajda!
Recenzja filmu:
Aż nie mogę uwierzyć w to, co się stało, i co właśnie widziałem w kinie! Oto seria "Star Trek", będąca pewnego rodzaju ostoją klasycznego science fiction (i jednocześnie kontrpropozycją dla space operowego "Star Wars"), sama zamieniła się w space operę! Ale trudno się temu dziwić - sukces finansowy i artystyczny "Przebudzenia Mocy" pokazał, że światowa publika chce oglądać wybuchowe, dynamiczne i kolorowe przygody w kosmosie. I właśnie taki jest "Star Trek Beyond", który faktycznie dotarł tam, gdzie żadnego "Star Treka" nie było wcześniej!
Zmiana reżysera, paradoksalnie, wyszła tej serii na dobre. Bałem się, że odejście J.J. Abramsa spowoduje nieuchronną degenerację poziomu. Jednak Justin Lin wniósł do "Star Trek Beyond" nowy pazur i wielką dawkę solidnej, brawurowej akcji. Czasem aż trudno było nadążyć za tym, co się działo na ekranie. Rzecz jasna fabularnie daleko tu do intelektualnej głębi, jaką prezentował chociażby "Star Trek: The Motion Picture". Mamy zatem klasyczną misję ocalenia galaktyki przed złym kolesiem, który nie lubi Federacji i wszystkich ideałów, które reprezentuje. A dlaczego? Bo tak! Przecież klasycznym czarno-białym łotrom nigdy nie trzeba głębszej motywacji, prawda? Na szczęście ta standardowa space operowa narracja (ostatnio widzieliście ją chociażby w "Guardians of the Galaxy") na ekranie wygląda zawsze świeżo i atrakcyjnie.
Wciąż jest chemia w załodze, a ponadto widać, że aktorzy nadal bawią się świetnie kręcąc ten film. Ogromnie żałuję, że to ostatnia rola tragicznie zmarłego Antona Yelchina, którego młody Chekov będzie już nie do podrobienia. "Star Trek Beyond" oddaje też ogromny hołd w stronę Leonarda Nimoya i całej, oryginalnej obsady. Żałuję tylko, że w tej części było zadziwiająco mało młodego Spocka na ekranie - być może scenarzystom zaczęło brakować pomysłu, co dalej zrobić z jego postacią. Ale za to dostaliśmy nową bohaterkę, która moim zdaniem znakomicie wpasuje się w kolejne części. Już nie mogę się doczekać!
P.S. Zauważyliście, że plakat tego filmu jest niemal identyczny ze "Star Trek: The Motion Picture"? To się nazywa hołd dla klasyki!
Wniosek: Nowa, rozrywkowa jakość w tym uniwersum. Jest frajda!