"The Bourne Ultimatum" ("Ultimatum Bourne'a")
O czym to jest: Jason Bourne nadal mści się na złych agentach CIA.
Wniosek: Nadal fajne! Choć powoli robi się wtórne.
Recenzja filmu:
Seria o przygodach Jasona Bourne'a nie traci tempa! Po dynamicznej "Krucjacie" dostaliśmy równie wartkie "Ultimatum", które jest (póki co) najlepiej nakręconym filmem z serii. Jednak nie powinniśmy do końca traktować "Ultimatum" jako osobnej produkcji, ponieważ tak mocno spaja się z poprzednią częścią, że to de facto ten sam obraz. Niech dowodem będzie to, że pierwsze pół filmu dzieje się pomiędzy przedostatnią i ostatnią sceną "Krucjaty"!
Na plan zdjęciowy powrócili aktorzy znani z poprzednich części, co jeszcze bardziej podkreśla spójność historii. A co słychać u samego Bourne'a? Praktycznie to samo co poprzednio - musi uciekać przed CIA i zdemaskować złych agentów, bezkarnie mordujących ludzi w świetle prawa. Mamy zatem klasyczne pościgi samochodowe, mylenie tropów, doskonałe sceny walki wręcz (nawalanka w Tangerze to majstersztyk!), a także sporą dawkę imponującego parkouru. Do listy miast zdemolowanych przez Bourne'a, prócz wspomnianego Tangeru, dołączył też Londyn, Madryt i Nowy Jork. Co by nie mówić, ciągła zmiana lokacji wychodzi tej serii na dobre!
Mam jednak zastrzeżenia co do fabuły - owszem, jest dynamicznie i ciekawie, ale ileż można? Już trzeci raz praktycznie oglądamy to samo. Nie wiem, kiedy Jason Bourne zakończy swoje przygody, ale jeśli mają trwać dalej, trzeba by je jakoś zróżnicować. Nawet CIA ma ograniczone zasoby złych agentów, prawda? No a teraz czas zabrać się za "Dziedzictwo", czyli pierwszego Bourne'a bez Bourne'a. Ciekawe jak się to uda.