"Star Trek III: The Search for Spock" ("Star Trek III: W Poszukiwaniu Spocka")
O czym to jest: Kapitan Kirk i koledzy próbują ożywić Spocka.
Wniosek: Całkiem, całkiem. Ma momenty.
Na wstępie zaznaczę, że oglądanie tego filmu bez znajomości "The Wrath of Khan" w zasadzie nie ma sensu. Jest to bowiem bezpośredni sequel, podejmujący wątek tam, gdzie zakończyła się poprzednia część. To jednocześnie wielka wada (utrudnia nowym widzom wejście w uniwersum), ale też i zaleta, bo korzystając z nadbudowy poprzedniego filmu dynamicznie rozwija historię dalej, bez konieczności ponownego wprowadzenia w świat "Star Treka". Co ciekawe, film wyreżyserował Leonard Nimoy, czyli Spock we własnej osobie - i przyznaję, że wyszło mu całkiem nieźle.
Jako antagoniści nareszcie pojawiają się Klingoni. No w końcu, ileż można było czekać! Osobiście nie rozumiem tej swoistej niechęci do wykorzystywania Klingonów jako złych typów w serii "Star Trek" - przecież po to właśnie ich wymyślono! Tutaj na szczęście wspomniani kosmiczni łupieżcy są tacy jak powinni być - okrutni, źli i barbarzyńscy. Christopher Lloyd w roli głównego złoczyńcy wypada świetnie, choć rzecz jasna teatralnie i groteskowo (w końcu to "Star Trek"). Cieszę się też, że w tej części powróciło sporo postaci drugoplanowych, takich jak David Marcus czy Saavik, dzięki czemu ma się wrażenie spójności historii.
Fabularnie trzeci kinowy "Star Trek" zaczął nieoczekiwanie ewoluować w kierunku kina przygodowego. Rozpoczynając od brawurowej kradzieży U.S.S. Enterprise przez naszą ulubioną załogę (zawsze lubię takie momenty w kinie!), poprzez intensywną bitwę kosmiczną, aż do dynamicznego zakończenia na umierającej planecie. Jest tu tyle akcji, ile tylko mógł znieść klasyczny "Star Trek" - czyli jak na dzisiejsze standardy tyle co nic, ale ówcześnie to był prawdziwy wyczyn. Odniosłem zresztą wrażenie, że "The Search for Spock" to kulminacja oryginalnej trylogii, a wszystkie kolejne części to jedynie odcinanie kuponów. Jak dla mnie przygody klasycznej załogi mogłyby się zakończyć wraz z ostatnim ujęciem tego filmu.
Muszę przyznać, że bawiłem się całkiem nieźle. Scenariusz jest na tyle dobry, że nie obraziłbym się o remake tej historii w którymś z filmów nowej serii. Kto wie, może się doczekam?
Wniosek: Całkiem, całkiem. Ma momenty.