"Elysium" ("Elizjum")
O czym to jest: Biedak ze slumsów musi dostać się na pełną bogaczy stację kosmiczną.
Wniosek: Naiwne, ale za to świetnie nakręcone kino.
Recenzja filmu:
Filmy południowoafrykańskiego reżysera Neilla Blomkampa nie są zbyt subtelne, ale przynajmniej starają się coś przekazać. Zazwyczaj jest to jedna wiadomość: sprzeciw przeciwko rozwarstwieniu społecznemu, biedzie i przyzwoleniu na tworzenie gett i slumsów. Tak było w "District 9" czy "Chappie" i tak samo jest w "Elysium" - najbardziej spektakularnym, ale też najbardziej płytkim filmie ze wspomnianych trzech.
W XXII wieku bogacze żyją na orbicie na stacji kosmicznej Elysium, zamienionej w wielkie, luksusowe osiedle. Pławiąc się w dobrobycie nie dostrzegają miliardów ludzi tkwiących w slumsach na powierzchni planety, gdzie nie ma pracy, wody ani jakiejkolwiek przyszłości. Przymuszony przez niesprzyjające okoliczności główny bohater Max musi zrobić wszystko, by dostać się do Elysium i - być może - zmienić oblicze planety. Brzmi jak klasyczna bajka? Owszem, bo tak naprawdę nie ma w tej historii wiele więcej.
Muszę oczywiście zauważyć, że "Elysium" zyskało podwójne znaczenie w obliczu współczesnego kryzysu emigracyjnego, gdy miliony ludzi z Bliskiego Wschodu i Afryki zalewają Europę. Polecam ten film do obejrzenia każdemu narwańcowi, który uważa że zatapianie łodzi imigrantów jest najlepszym rozwiązaniem. Może po seansie choć jeden z nich zastanowi się, zanim powtórzy podobną wypowiedź. Z drugiej strony ten film ma aż nadto widoczny wydźwięk propagandowy, gdyż bogacze z orbity są chciwi, okrutni i zepsuci, a mieszkańcy slumsów szlachetni, zaradni i z sercem po właściwej stronie (wliczając w to nawet gangsterów). Jestem zbyt doświadczonym kinomaniakiem, by nabrać się na takie sztuczki, aczkolwiek oddaję hołd za walor edukacyjny - do niektórych ludzi taka narracja na pewno trafi.
Technicznie to majstersztyk. Efekty specjalne są fantastyczne, wliczając w to technologię przyszłości (egzoszkielety!), statki kosmiczne, strzelaniny, roboty i szeroko rozumiane sceny akcji. "Elysium" jest tego pełne i pod tym względem stanowi znakomitą rozrywkę. Zatrudniony w roli głównej Matt Damon jest taki sam jak zawsze, więc jeśli ktoś go lubi, powinien się dobrze bawić. Moje uznania kieruję w stronę Sharlto Copleya (jednego z moich ulubieńców), tym razem w roli psychopatycznego najemnika. Jest fantastyczny, podobnie jak Jodie Foster w niezwykłej dla niej roli zimnej suczy. W ramach ciekawostek wspomnę, że zobaczycie tu też Diego Lunę, jedną z gwiazd nadchodzącego "Rogue One". Te nazwiska zdecydowanie wystarczą, by poświęcić czas i włączyć ten film.
To dobra rozrywka na wieczór, z której niektórzy (mam nadzieję) wyciągną jakieś konstruktywne wnioski. Fajnie, że takie filmy powstają, ale liczę na to, że Neill Blomkamp nakręci niedługo coś o innym wydźwięku. Szkoda, by się powtarzał.
Wniosek: Naiwne, ale za to świetnie nakręcone kino.