"The Magnificent Seven" ("Siedmiu Wspaniałych") [1960]
O czym to jest: Siedmiu rewolwerowców broni meksykańskiej wioski przed bandytami.
Wniosek: Kultowe tak jak oryginał, ale w inny sposób.
Recenzja filmu:
Krytycy tego filmu (naprawdę są tacy - choć na szczęście jest ich niewielu) zarzucają mu głównie, że jest plagiatem. I oczywiście prawdą jest, że "Siedmiu Wspaniałych" z 1960 roku garściami czerpie z fabuły japońskiego hitu "Siedmiu Samurajów" nakręconego w 1954 roku. Mało tego, twórcy oficjalnie przyznali się do tego w napisach początkowych! Ale trzeba pamiętać, że sam Akira Kurosawa, reżyser oryginału, obejrzawszy western stwierdził, że jest to zupełnie inny (choć podobny) film. I muszę przyznać, obejrzawszy te dzieła jedno po drugim, że miał rację.
Nie mówię tu tylko o przeszczepieniu historii o siedmiu herosach do zachodnich realiów. "Siedmiu Samurajów" to bardzo dojrzała opowieść o rycerskich wartościach, o honorze, odwadze i okrucieństwie czasów średniowiecznej Japonii. Tymczasem "Siedmiu Wspaniałych" to zwykły western, pełen ogranych klisz i utartych schematów. Ale dzięki znakomitej reżyserii i cudownym kreacjom aktorskim, to też jeden z najwybitniejszych filmów w swojej klasie, który przeszedł do historii kina. Mimo że oglądałem go już dziesiątki razy, wciąż na nowo wciąga mnie w porywającą historię o grupie rewolwerowców, którzy kulom się nie kłaniali.
Yul Brynner jest chyba moim ulubionym bohaterem westernów, zaraz po szeryfie w wykonaniu Gary'ego Coopera z "W Samo Południe". Ubrany na czarno, łysy i śmiertelnie niebezpieczny, stworzył kreację jednego z większych twardzieli Dzikiego Zachodu. Jego kultowość dopełnia równie utalentowany partner grany przez Steve'a McQueena - znakomity strzelec i domorosły filozof z zawadiackim uśmiechem nie schodzącym z twarzy. Jeśli tego wam mało, to pomyślcie że grają tu też Charles Bronson, Robert Vaughn i James Coburn, kultowi aktorzy z okresu lat 60. i 70. No i nie zapominajmy o cudownym Eli Wallachu w roli bandyty Calvery, którego znacie jako tytułowego Brzydkiego z epokowego westernu Sergio Leone "Dobry, Zły i Brzydki". Ostrzegam, od tej ilości kultu telewizor może dokonać samozapłonu!
To znakomity western, świetna rozrywka i doskonały sposób na spędzenie wolnych dwóch godzin. Polecam wracać do niego od czasu do czasu - gwarantuję, że wciąż dostarcza tyle samo frajdy.
Wniosek: Kultowe tak jak oryginał, ale w inny sposób.