"Manchester by the Sea"
O czym to jest: Uciekający przed życiem dozorca musi zaopiekować się nastoletnim bratankiem.
Wniosek: Wybitne kino obyczajowe. Jeden z lepszych filmów tego gatunku.
Recenzja filmu:
Kiedyś już wspominałem, że nie za bardzo lubię oglądać kino obyczajowe. Głównie dlatego, że zbytnio przypomina mi normalne, codzienne życie i jego troski. Osobiście używam filmów jako ucieczki od rzeczywistości i sposobu na pobudzenie wyobraźni - stąd też moja nieustająca miłość do produkcji science fiction i fantasy. Niemniej od czasu do czasu robię wyjątek i uważam się za wielkiego szczęściarza, gdy trafiam wtedy na takie perły jak "Manchester by the Sea".
Przyznaję, że poszedłem na ten film głównie w celu sprawdzenia talentu aktorskiego Casey'ego Afflecka. Krytycy rozpływali się nad jego rolą w tym obrazie i chciałem sam się przekonać, czy Casey osiągnął coś więcej niż dzielenie nazwiska ze swoim słynnym bratem. I zaufajcie mi gdy mówię, że chłopak dał radę i to na prawdziwym światowym poziomie! Zwrócił moją uwagę już parę miesięcy temu w filmie "The Finest Hours" i mam szczerą nadzieję, że pozostanie na tym kursie, który docelowo może go zaprowadzić na sam szczyt. Ale nie tylko Affleck błyszczy w tym filmie - równie genialna jest Michelle Williams, gwiazda kina niezależnego, która wystrzeliła tu jak rakieta. Serio, takiej eksplozji szczerych, poruszających emocji nie odczułem już dawno. Totalna rewelacja!
No dobra, skoro już wiemy że obsada jest wybitna, skupmy się na fabule. Historia "Manchester by the Sea" wydaje się na pozór prosta. Lee Chandler (czyli Casey Affleck), prosty dozorca z ogromną traumą życiową na karku, zostaje na mocy testamentu mianowany opiekunem swojego nastoletniego bratanka. Jest mu to nie na rękę z kilku powodów, z czego najważniejszym jest to, że musi wrócić do rodzinnego miasta (tytułowe Manchester-by-the-Sea w stanie Massachusetts), z którym wiążą go okrutne wspomnienia. Jak sobie poradzi w tej sytuacji? Czy pogodzi się z przeszłością? Czy nawiąże relacje z dawno nie widzianym krewniakiem?
Ot i cała fabuła. Tylko i aż tyle, bo jak przystało na wybitne kino obyczajowe, "Manchester by the Sea" porusza całą masę problemów emocjonalnych i relacji rodzinnych, jakie każdy zna z własnego życia. To jeden z bardziej realnych filmów jakie widziałem w życiu, nakręcony szczerze i prawdziwie, niczym najlepszy dokument. Wybitny bez dwóch zdań. Trzeba obejrzeć!
Wniosek: Wybitne kino obyczajowe. Jeden z lepszych filmów tego gatunku.