"Midnight Special"
O czym to jest: Ojciec próbuje uratować syna z supermocami.
Wniosek: Wyjątkowo poruszające, głębokie kino.
Recenzja filmu:
Wzruszacie się w kinie? Bo ja bardzo, bardzo rzadko. Pewnie to wina setek, jeśli nie tysięcy filmów na koncie... Dlatego gdy jakaś produkcja mnie poruszy, to jest dla mnie znak, że trafiłem na coś wyjątkowego. I uwierzcie, że "Midnight Special" jest filmem, który nie przechodzi bez echa. Będę do niego wracał raz za razem z kilku przyczyn: głębokiej fabuły, fantastycznej gry aktorskiej, świetnych efektów i klimatu, od którego czasem ciekną łzy, a czasem ciarki przechodzą po plecach.
Głównym bohaterem tej opowieści wcale nie jest chłopiec obdarzony supermocami, jak można by się spodziewać po zwiastunie i plakacie. Tak naprawdę narratorem jest jego ojciec, doskonale zagrany przez Michaela Shannona, którego kojarzyłem do tej pory głównie jako Generała Zoda z "Man of Steel". Co ciekawe motyw Supermana pojawia się w tym filmie bardzo często, więc może dobór aktora nie był wcale taki przypadkowy? Nasz bohater zrobi wszystko, by ocalić syna przed złowieszczą sektą, bezdusznym rządem i każdym innym zagrożeniem. Pomaga mu w tym Joel Edgerton, bardzo lubiany przeze mnie australijski aktor, który dopiero ostatnio zaczął się przebijać w Hollywood. Razem z nimi widz będzie musiał odpowiedzieć na pytanie: jak daleko można się posunąć, by ochronić niewinne dziecko przed zagrożeniem i mocami nie z tego świata?
A skoro już wspomniałem o obsadzie, należy też napomknąć o znakomitej jak zawsze Kirsten Dunst (poziom mistrzowski!), wisielczo wesołym Adamie Driverze i Samie Shepardzie. Uwierzcie mi, że tak świetni aktorzy nie zagraliby w byle czym! "Midnight Special", mimo mrocznego klimatu, jest zadziwiająco pogodną opowieścią, stawiającą na pierwszym miejscu miłość rodziców do dziecka, odpowiedzialność za jego życie i zdrowie, a także takie rzeczy jak zaufanie, przyjaźń i wiara. To jedna z głębszych produkcji ostatnich lat. Uwielbiam od pierwszego wejrzenia. I ta ścieżka dźwiękowa!