"Swiss Army Man" ("Człowiek-Scyzoryk")
O czym to jest: Rozbitek poznaje trupa i zaczyna go uczyć prawdziwego życia.
Wniosek: Film poryty do granic możliwości. Ale jest w nim coś wyjątkowego.
Recenzja filmu:
„Swiss Army Man” to jeden z bardziej frapujących filmów, jakie miałem okazję obejrzeć w życiu. Bardzo nie lubię fekalnych i grubiańskich żartów, a nigdy nie widziałem ich aż tylu w jednym filmie! Serio, przy tej produkcji „Deadpool” wygląda jak dobranocka. Ale w tej pokrętnej, obrazoburczej formie, kryje się głęboki sens i humanizm opowieści, w której nieprzystosowany społecznie rozbitek (uciekinier?) uczy trupa sensu życia.
Jak przystało na tego typu historię, na końcu sami nie wiemy, czy to co widzieliśmy było prawdą, czy może rozgrywało się jedynie w głowie naszego bohatera. Wiemy jednak, że o ile dotrwaliśmy do napisów końcowych (czego nie można powiedzieć o wszystkich widzach), mieliśmy okazję obejrzeć coś niespotykanego. Nasi bohaterowie wędrują przez lasy gdzieś na północy Ameryki, po drodze znajdując masę śmieci wyrzuconych przez turystów. Używając ich jako pomocy dydaktycznej, główny bohater (rewelacyjny Paul Dano) uczy martwego Harry’ego Pottera co to jest miłość, przyjaźń, seks czy radość z prostych czynności, jak jazda autobusem, taniec albo oglądanie filmu. Nie brakuje w tym ogromnej dozy pokręconej muzyki, gdzie obsada śpiewa w rytm podkładu muzycznego, a także nowatorskiego użycia kamery, jak przystało na kino niezależne.
Daniel Radcliffe desperacko próbuje zerwać z wizerunkiem grzecznego czarodzieja z Hogwartu i ostatnio w kinie podejmuje się zadań niemożliwych. Kto w Hollywood chciałby zagrać pierdzącego trupa z wiecznym wzwodem? Może ewentualnie Shia LaBeouf… Ale niestety Radcliffe ginie w cieniu Paula Dano, którego raczej nie znacie, jeśli nie śledzicie bardziej offowego kina. A szkoda. Gdy pewnego dnia ten aktor wejdzie w pełny blask jupiterów, zatrzęsie się ziemia!
Nie mam pojęcia, czy ktokolwiek jest w stanie zrecenzować i na trzeźwo ocenić „Swiss Army Man”, więc powiem tyle: warto obejrzeć, o ile przetrwacie jego turpistyczną formę. Zaręczam, że wejdzie wam do głowy.
Wniosek: Film poryty do granic możliwości. Ale jest w nim coś wyjątkowego.