"Narcos"
O czym to jest: Prawdziwa historia Pablo Escobara i kolumbijskiego przemysłu narkotykowego.
Wniosek: Doskonałe i uzależniające jak - nomen omen - narkotyk.
Recenzja serialu:
Słyszałem, że serial "Narcos" jest dobry. Ale nie myślałem, że aż tak dobry! A ja naiwny myślałem, że w tematyce narkotyków nic nie przebije "Breaking Bad". Niespodzianka! Netflix robi co może, by dogonić HBO w kategorii elitarnych produkcji telewizyjnych, nie szczędząc przy tym portfela. Nie wiem, kto ostatecznie wygra ten wyścig, ale wiem że dla widza to jak prawdziwa manna z nieba! Czy może raczej: kokaina.
Słyszeliście kiedyś o Pablo Escobarze? Ten Kolumbijczyk w latach 70. i 80. stworzył globalne, kokainowe imperium, które dziennie zarabiało więcej niż niejedno państwo na świecie. Miał na swoich usługach polityków, policjantów, żołnierzy i był wręcz nieoficjalnym władcą Kolumbii. Mało tego, chciał nawet startować na prezydenta! Na szczęście dzięki determinacji i współpracy kolumbijskich i amerykańskich służb, udało się zakończyć jego krwawe rządy terroru, które kosztowały życie tysięcy niewinnych ludzi. Oto w skrócie fabuła serialu "Narcos", który dokładnie, w szczegółach i w większości zgodnie z prawdą opisuje tamten okres historii. Aby w przystępny sposób zaprezentować skomplikowane mechanizmy rządzące przemysłem narkotykowym, sięgnięto po modną (i uwielbianą przeze mnie) narrację z offu, tak jak w "War Dogs" czy "The Big Short". I choć to Pablo Escobar jest głównym bohaterem serialu, to narratorem i przewodnikiem po całej opowieści jest ścigający go agent DEA, Steve Murphy. Dzięki temu widz otrzymuje klasyczną w swojej kategorii historię o policjantach i złodziejach, gdzie stróże prawa często muszą przekraczać granice moralności, by zwalczać większe zło. To zawsze wygląda dobrze na ekranie!
W "Narcos" nie brakuje przemocy, strzelanin i akcji, której mógłby pozazdrościć niejeden hollywoodzki hit. Sprytnie wpleciono w serial autentyczne materiały filmowe, dokumentujące co ważniejsze wydarzenia tamtych czasów (jak chociażby zamachy i akty terroru, inicjowane przez Escobara). Ale nawet najlepsza scenografia i biegłość techniczna nie wystarczyłaby, gdyby nie doskonali aktorzy. Zamiast znanych nazwisk, twórcy "Narcos" sięgnęli do drugiego rzędu, wyciągając na światło dzienne mniej popularnych, ale jednocześnie wybitnie uzdolnionych artystów. Zacznijmy od Wagnera Moury w roli Escobara, którego powinniście znać jako Spidera z "Elysium". To co zrobił z postacią Escobara słusznie zaowocowało nominacją do Złotego Globa. Narkotykowy boss w jego wykonaniu jest zarówno łagodnym, rodzinnym człowiekiem (w Polsce nazwalibyśmy go typowym "Januszem"), a jednocześnie bezwzględnym mordercą, który nie cofnie się przed niczym, by dostać to czego chce. Równie świetny jest agent Murphy grany przez Boyda Holbrooka - dla kontrastu jego postać natychmiast wzbudza sympatię widza, który trzyma za niego kciuki przez cały serial. Trzecim ważnym aktorem jest Pedro Pascal grający agenta Javiera Peñę, swoiste mroczne odbicie Murphy'ego. Wspomniane trio aktorów (wspomagane przez wiele świetnych, drugoplanowych postaci) ciągnie całe "Narcos" i nie pozwala widzowi wyłączyć ekranu. To jeden z tych seriali, który każe wam oglądać odcinek za odcinkiem w jednym ciągu, a na koniec zostawia na głodzie. Nienawidzę tego i kocham zarazem!
Nie wyobrażam sobie, by komuś mogło się nie spodobać "Narcos". No chyba że ktoś nie lubi krwawych widoków, strzelanin i zbytniego naturalizmu. Ale jeśli nie macie z tym problemu, zakochacie się w tej produkcji. Do tego stopnia, że może nawet zaczniecie się uczyć hiszpańskiego.
Wniosek: Doskonałe i uzależniające jak - nomen omen - narkotyk.