"The F Word" ("Słowo na M")
O czym to jest: Opowieść o tym, czy może istnieć przyjaźń męsko-damska bez miłości w tle.
Wniosek: Całkiem przyjemne romansidło. Proste i nieskomplikowane.
Recenzja filmu:
Dobra komedia romantyczna nie jest zła. Pewnie sporo osób się dziwi, jak to możliwe że piszący te słowa fan krwawych nawalanek z kosmitami/nazistami/zombie (niepotrzebne skreślić) lubi romansidła. Odpowiedź jest prosta: nie ma złych gatunków filmowych, są tylko złe filmy. A akurat "The F Word", znany również jako "What If", jest filmem całkiem w porządku.
Na pewno spodoba się zarówno fanom gatunku, jak i też fanom Daniela Radcliffe'a, czyli Harry'ego Pottera rzecz jasna. Ale to nie dla niego sięgnąłem do tej produkcji (choć przyznaję, zaintrygował mnie odkąd obejrzałem "Swiss Army Man"). Zrobiłem to dla Adama Drivera, grającego tu drugoplanową, ale fajną rolę obleśnego współlokatora. Driver to nowa gwiazda Hollywood, mówię wam! "Patersona" widzieli? Jak nie, to marsz do kina, powinni to jeszcze grać!
Ale do meritum. "The F Word" opowiada historię życiowej sieroty (w tej roli Radcliffe), czyli "wiecznego studenta" ze złamanym sercem, który poznaje dziewczynę swoich marzeń. Problem w tym, że ta ma chłopaka, więc Radcliffe w trybie natychmiastowym ląduje w tzw. "friendzone". Czy zdoła się stamtąd wydostać? Sprawę nieco ułatwia fakt, że chłopak jego nie-dziewczyny wybywa za ocean... Czy będzie happy end? No i w sumie tylko o to chodzi w tym filmie. Swoją drogą to dość niezła ilustracja problemu wielu mężczyzn, którzy dawno temu zakochali się w swoich przyjaciółkach. To tak zwane problemy pierwszego świata. I to na dodatek białego świata, bo tak jakoś się złożyło, że "The F Word" - choć dzieje się w multirasowym Toronto - na ekranie pokazuje wyłącznie białych, młodych ludzi. Ups, wpadka!
To fajna rozrywka na wieczór, z niezłymi kreacjami aktorskimi, ale raczej na telewizyjnym, a nie kinowym poziomie. Dobre do obejrzenia w odpowiednim nastroju. Nadaje się na domową nie-randkę z przyjaciółką/przyjacielem, w której/którym wcale nie jesteście zakochani... Wiecie co mam na myśli, prawda...?
Wniosek: Całkiem przyjemne romansidło. Proste i nieskomplikowane.