"Wonder Woman"

O czym to jest: Wojownicza Amazonka pomaga Aliantom na froncie I wojny światowej.


Recenzja filmu:

A niech mnie... W kinowym uniwersum DC wciąż tli się życie! I to jeszcze jakie! Producenci z Warner Bros powinni na kolanach odbyć pielgrzymkę pod dom Gal Gadot i bić jej pokłony dzień i noc, bo to głównie dzięki jej charyzmatycznej kreacji Wonder Woman (wspartej kilkoma innymi czynnikami), cały cykl powrócił z otchłani, w którą wtrącił go "Batman v Superman". Brawo!

Postać Wonder Woman pojawiła się już wprawdzie we wspomnianym filmie (przy okazji stanowiąc jego najlepszą część), ale dopiero solowy film miał rozsądzić, czy Gal Gadot obroni honor walecznych Amazonek, chroniących świat przed wszelkiego rodzaju złem, takim jak bogowie albo kosmiczne potwory. Z czystym sumieniem mogę potwierdzić, że na szczęście się udało. Oczywiście nie jest to arcydzieło klasy trylogii "Mroczny Rycerz" Christophera Nolana, ale z całą pewnością "Wonder Woman" stanowi solidny przykład superbohaterskiego kina akcji. Podczas seansu zdarzyło mi się wprawdzie, że ziewnąłem raz czy dwa (zwłaszcza przy scenach "lirycznych"), ale gdy zaczynała się akcja, moje oczy robiły się wielkie jak pięciozłotówki, chłonąc każdy kadr i epicką nawalankę z Niemcami. Ano właśnie, bo musicie wiedzieć, że w Wonder Woman głównym wrogiem są właśnie diaboliczni Niemcy - wprawdzie nie naziści, bo są to realia I wojny światowej, ale reszta się zgadza. Pamiętacie film "Sucker Punch", nota bene również autorstwa Zacka Snydera - producenta uniwersum DC? Była w nim cała sekwencja, w której seksowne dziewczyny z wielkimi spluwami rozwalały opancerzonych Niemców w trakcie I wojny światowej. "Wonder Woman" to praktycznie ciąg dalszy tamtego pomysłu, tyle że rozciągnięty do pełnego metrażu. I dobrze, bo fajne pomysły warto powtarzać po wielokroć!

Nie dało się uniknąć porównań "Wonder Woman" do pierwszego "Kapitana Ameryki" - w obydwu produkcjach mamy do czynienia ze szlachetnie naiwnym superbohaterem, który trafia na front wielkiej wojny, dobiera sobie drużynę i wspólnie z nią wyrusza na misję powstrzymania złego gościa przed zniszczeniem świata za pomocą wielkiego samolotu. W wielu aspektach to marvelowski "Kapitan Ameryka" jest lepszym kinem, ale w innych to "Wonder Woman" wiedzie zdecydowany prym. Zacznijmy od tego, że Gal Gadot podarowała światu pierwszą, globalnie znaną superbohaterkę w pełnym znaczeniu tego słowa. Jej Wonder Woman została nawet ambasadorem ONZ (serio, to nie żart), by inspirować kobiety na całym świecie! Po drugie, zgodnie ze słowami reżyser filmu Patty Jenkins, udowodniła że można być heroicznym i seksownym jednocześnie (czego do dziś nie mogą przeboleć niektóre środowiska feministek). No i co najważniejsze, w sprawny sposób dobrała głównej bohaterce charyzmatyczną drużynę, gdzie każda postać ma swoje pięć minut i ważną rolę w scenariuszu. Tylko najlepsi scenarzyści i reżyserzy potrafią zrobić coś takiego.

Należy pamiętać, że prócz zjawiskowej Gal Gadot, w filmie pojawia się też Chris Pine w roli alianckiego szpiega. Nie da się ukryć, że w jego kreacji jest sporo kapitana Kirka z nowych "Star Treków" (nawet jeździ na motorze), ale Pine jest na tyle sympatycznym aktorem, że widz jest mu w stanie wszystko wybaczyć. Co istotne, doświadczony i utalentowany Pine nie dał się zdominować przez Gadot, co znacząco wpłynęło na wysoki poziom całego filmu. Ale to nie koniec wielkich nazwisk: na ekranie pojawiają się również Robin Wright (Claire Underwood z "House of Cards" pokazuje pazury!), kultowy Ewen Bremner czy nie mniej legendarny David Thewlis! Może i Marvel zagarnął sporo wielkich nazwisk do obsady swoich produkcji, ale trzeba zauważyć, że DC dzielnie goni konkurencję.

Mimo przewidywalnego przebiegu akcji, twórcom udało się mnie kilka razy zaskoczyć, zwłaszcza w kwestii tożsamości głównego przeciwnika (obstawiałem kogoś innego). Ponadto chylę czoła za nowatorskie podejście do oklepanego motywu greckich bogów i mitologii. Wbrew pozorom seriale typu "Herkules" i "Xena" nie wyczerpały jeszcze tej tematyki. Po "Batman v Superman" nie bardzo miałem ochotę oglądać nadchodzącą "Ligę Sprawiedliwości", ale ze względu na Wonder Woman pójdę na ten film z radością. I żadna ilość powtarzalnych do znudzenia ujęć slow-motion i przaśnego "mroku" Zacka Snydera, nie zepsuje mi frajdy z oglądania Gal Gadot na ekranie!

Wniosek: Dobre kino superbohaterskie. A Gal Gadot wręcz doskonała!


<<< Sprawdź kolejność oglądania serii DCEU! >>>


Copyright © Jest Kultowo! , Blogger