"Blade Runner 2049"
O czym to jest: Android poluje na inne androidy w dystopijnym mieście przyszłości.
Wniosek: Wizualnie powalające, głębokie kino.
Recenzja filmu:
Ze wszystkich sequeli, jakich mógłbym się spodziewać w historii kina, najmniej podejrzewałbym że ktokolwiek wznowi temat "Blade Runnera" po 35 latach! Jakby nie patrzeć, dzieło Ridleya Scotta z 1982 roku było finansową klapą, która stała się filmem kultowym z powodu kulminacji trzech czynników: 1) powalającej scenografii, 2) trafnej wizji problemów XXI wieku, 3) późniejszej sławie Harrisona Forda. Czy to jednak wystarczyło, by przyciągnąć widzów za drugim podejściem, w 2017 roku? Wyniki finansowe mówią, że niestety nie, ale to nie szkodzi. Bowiem "Blade Runner 2049" to prawdziwe filmowe dzieło sztuki.
Po wcześniejszych "Sicario" i "Arrival" nie mam wątpliwości, że Denis Villeneuve wędruje do pierwszej trójki moich ulubionych reżyserów. Co za wizja, co za rozmach! Ten człowiek wie, że kino służy do tego, by olśniewać widza ogromem i bogactwem świata na ekranie, okraszonym na dodatek spektakularną, monumentalną ścieżką dźwiękową. "Blade Runner 2049" nie tylko dorównał porywającej wizji Los Angeles z pierwszego filmu, ale rozszerzył ją znacznie poza oświetlone neonami, deszczowe mury kalifornijskiej metropolii. Znalazło się tu sporo klimatów pustyni, ale nic w tym dziwnego, bo nasza aktualna wiedza na temat zmian klimatu przewiduje niestety pustynnienie wielu połaci lądu. Teoretycznie wyprowadzenie akcji poza mroczne Los Angeles wpłynęło negatywnie na ton filmu, ale przecież gdyby sequel nie wniósłby nic nowego, zarzucono by mu (i słusznie) wtórność. Pierwszy "Blade Runner" był de facto kryminałem z nutką filozoficznej głębi. "Blade Runner 2049" to zaś pełnokrwisty thriller SF, z poważnymi pytaniami o naturę człowieka i istotę duszy. Trochę jak w "Ex Machinie", tyle że z gigantycznym rozmachem i milionami dolarów budżetu.
Scenografowie odrobili pracę domową, bez wątpienia. To jest to samo Los Angeles przyszłości co 35 lat temu (są nawet reklamy Atari i Pan Am!), choć może nieco mniej zatłoczone i mniej azjatyckie. Każdy element filmu został pieczołowicie dopracowany i choćby dla samych obrazów warto wysiedzieć ponad 2,5 godziny przed ekranem. "Blade Runner 2049" to przykład tego, jak powinno się robić sequele, by wszyscy byli zadowoleni. Co istotne, twórcy postawili na rozsądną równowagę między komputerowymi efektami CGI, a sprawdzoną technologią miniatur, które - co wiemy po filmach sprzed pół wieku - nigdy się nie starzeją. Nie zdziwię się, jeśli za trzy dekady widownia będzie z takim samym zachwytem oglądać "Blade Runnera 2049", jak my obecnie pierwszą część.
I na sam koniec słówko o tym co najważniejsze: obsadzie. To jedyny element, do którego mam małe zastrzeżenia (choć naprawdę małe). Harrison Ford spisał się na medal, ale niestety dla widza nie było zbyt wielkiej różnicy między starym Hanem Solo z "Przebudzenia Mocy", a starym Rickiem Deckardem (dla porównania różnica między kreacjami Forda z "Imperium Kontratakuje", "Indiany Jonesa i Poszukiwaczy Zaginionej Arki" oraz pierwszym "Blade Runnerem" była o wiele większa). Może to kwestia charakteryzacji, a może Fordowi już się po prostu nie chce, ale odczuwam tu pewien niedosyt. Ponadto Ryan Gosling, choć zagrał fenomenalnie, po prostu nie pasował mi do roli głównego bohatera w tym filmie. Był zbyt sympatyczny! Gosling jest idealny do produkcji klasy "La La Land", ale w przypadku mrocznego kina noir brakuje mu twardej skorupy. Za to ukłony kieruję w stronę fenomenalnego Jareda Leto w roli oszalałego multibilionera Wallace'a (bliżej kreacji Boga nie dało się już być) oraz młodej i zdolnej Any de Armas jako Joi. W pozostałych rolach znani i lubiani Robin Wright, Dave Bautista (chciałbym go zobaczyć kiedyś jako pierwszoplanowego aktora!) oraz powracający Edward James Olmos. Taka obsada jest warta grzechu!
"Blade Runner 2049" to wizualnie chyba najbardziej spektakularny film roku 2017. Godny następca oryginalnej historii, przy której tegoroczny "Ghost in the Shell" wygląda jak amatorka. Nie mogę się doczekać wydania na Blu-ray!
Wniosek: Wizualnie powalające, głębokie kino.