"Star Trek: Voyager"
O czym to jest: Załoga statku kosmicznego próbuje wrócić do domu z drugiego krańca galaktyki.
Wniosek: Ma swoje momenty. Czasem zachwyca, czasem rozczarowuje.
Recenzja serialu:
"Voyager" był ostatnim nieznanym mi dziełem z klasycznej serii "Star Trek". Przez ostatnie półtora roku dzielnie przedzierałem się przez kolejne seriale i filmy kinowe, by w końcu poznać przygody Kapitan Janeway i jej załogi, próbującej wrócić do domu po tym, gdy wredny kosmita teleportował ich na drugi koniec galaktyki. Wielu uważa "Voyagera" za najbardziej poważny i ponury z seriali z tego uniwersum - choć tak po prawdzie, to przy nadawanym obecnie "Discovery" wygląda on jak dobranocka dla dzieci. Co ciekawe, "Voyager" jest przy tym "trekowy" do szpiku kości - powtarza zarówno wszystkie zalety, jak i błędy swoich poprzedników.
To właściwie spin-off spin-offu. Tak jak "Deep Space Nine" wyewoluowało z "The Next Generation" (podejmując i rozwijając niektóre motywy), tak "Voyager" wyrósł z "Deep Space Nine". W kolejnym serialu twórcy na poważnie zabrali się do wątku Maquis, czyli federacyjnych rebeliantów, oraz do najlepszego wroga w historii tego uniwersum, czyli cybernetycznych Borgów. Zaczęto od mocnego uderzenia. Przez przerzucenie tytułowego U.S.S. Voyager do nieznanego sektora galaktyki odcięło go zupełnie od wszelkiego rodzaju wsparcia i wątków pobocznych. Podobnie jak w pierwszym serialu był tylko statek, jego załoga (rzecz jasna z dzielnym kapitanem - tym razem kobietą) oraz nieznana i tajemnicza galaktyka. Niemal w każdym odcinku Voyager dostawał lanie od jakichś wrednych kosmitów, ale dzielnie parł do przodu, próbując za wszelką cenę wrócić na Ziemię. Osobiście uwielbiam na ekranie motywy, w których ludzie zostają postawieni przed śmiertelnym zagrożeniem i muszą połączyć siły, by przetrwać. W ten oto sposób zarówno zdziesiątkowana załoga Voyagera jak i buntownicy Maquis musieli pracować wspólnie, by ocalić życie. Świetny pomysł na fabułę!
"Voyager" kusi dynamizmem, akcją, przygodą, a także wachlarzem niesamowitych światów i kosmicznych ras. Posiada kilka najlepiej napisanych postaci spośród całego uniwersum - jak chociażby Seven of Nine (piękną panią ex-Borg), czy pierwszego oficera Chakotaya (byłego rebelianta), moim zdaniem najlepszego "Pierwszego" spośród wszystkich trekowych załóg w kinie i telewizji. Jak przystało na następcę oryginalnego "Star Treka", "Voyager" nie boi się poruszać ważnych społecznych tematów, takich jak prawa człowieka czy granice indywidualnej wolności. Z drugiej strony ma niestety mnóstwo fabularnych głupot, sporą dozę infantylizmu i złej scenografii, która czyni go przaśną stratą czasu. I w przeciwieństwie do rewelacyjnego i przemyślanego finału "Deep Space Nine", niestety kończy się stosunkowo małą petardą, pozostawiając widza z uczuciem niedosytu. Nie mogę się pozbyć wrażenia, że jak na siedem pełnych sezonów serialu w finale mogło z tego wyjść coś o wiele lepszego.
Ten serial nie jest zły. Jest dobry, a miejscami bardzo dobry. Ale w wielu miejscach czuć, że gdyby scenarzyści pokusili się o większy rozmach i awangardę, mogłoby być o wiele lepiej. Kto wie, może kiedyś dożyjemy do jakiegoś fajnego rebootu?
Wniosek: Ma swoje momenty. Czasem zachwyca, czasem rozczarowuje.