"Catwoman"
O czym to jest: Graficzka komputerowa zostaje obdarzona kocimi mocami.
Wniosek: Do połowy dobre, potem dość żenujące.
Recenzja filmu:
Na fali zainteresowania finalnym sezonem "Gotham" postanowiłem ambitnie nadrobić wszystkie zaległe produkcje z komiksowego uniwersum DC, a konkretnie te o Batmanie i postaciach około-Batmanowych. W ramach tego karkołomnego zadania sięgnąłem po owianą grozą "Catwoman", powszechnie uważaną za jeden z najgorszych filmów komiksowych w dziejach kina. I choć przyznaję że było ciężko, to jednak nie tak tragicznie, jak można by się obawiać.
Smuci mnie, gdy reżyserowi nie udaje się utrzymać jednolitego tempa przez cały film. "Catwoman" ma ten sam problem, co nakręcony lata później "Man of Steel". Po naprawdę dobrym początku nadchodzi totalne załamanie w drugim akcie i nawet w miarę znośna końcówka nie jest w stanie naprawić złego wrażenia. W przypadku "Catwoman" wszystko szło dobrze do chwili, w której Halle Berry włożyła skórzany biustonosz, by skakać po dachach i wić się po rurach niczym w klubach go-go. W tym momencie utraciłem całe zainteresowanie dalszym oglądaniem tej produkcji. Klimaty sado-maso nigdy do mnie nie przemawiały, a Berry w skąpym wdzianku i tlenionych blond włosach nie okazała się ani seksowna, ani drapieżna, ani w ogóle interesująca (nawet nie mogła się równać z Michelle Pfeiffer z "Batman Returns"). Co ciekawe na początku filmu, gdy grała jeszcze nieogarniętą graficzkę komputerową była całkiem urocza, a jej romansowy wątek z panem policjantem wydawał się mieć ręce i nogi. Niestety lateks i bicz popsuł wszystko z góry do dołu. I nie pomogła nawet Sharon Stone w roli czarnego charakteru!
Myślę sobie, że "Catwoman" powstała o dekadę za wcześnie, co dodatkowo spotęgowało negatywny odbiór filmu. Współczesne filmy o kobiecych superbohaterach nie są niczym zaskakującym (patrzcie na rewelacyjną "Wonder Woman" albo "Captain Marvel"). W 2004 roku była to jednak spora awangarda. Szkoda tylko, że twórcy zaprzepaścili cały potencjał przez sprowadzenie Halle Berry (skądinąd świetnej aktorki) do roli obiektu seksualnego. Ale przynajmniej dziewczyna miała na tyle jaj, by osobiście odebrać przyznaną jej Złotą Malinę za najgorszą rolę roku - szacunek!
Wniosek: Do połowy dobre, potem dość żenujące.