"1920 Bitwa Warszawska"
O czym to jest: Bolszewicy atakują Polskę w 1920 roku.
Wniosek: Spalić wszystkie kopie tego filmu, posypać wapnem i zaorać!
Recenzja filmu:
Pamiętam, jak pewnego dnia Jerzy Hoffman pojawił się przed kamerami i ogłosił mniej więcej to: "Przedstawiam Państwu pierwszy polski film w 3D! Akcja! Tempo! Przygoda! Miłość! To będzie szczytowe osiągnięcie polskiej kinematografii!". A potem ogłosił obsadę. Większość osób, słysząc nazwiska Szyca i Urbańskiej, ryknęła śmiechem. No ale dobra, dajmy starszemu panu Hoffmanowi szansę, może się wykaże. Może film będzie coś wart. Złudne nadzieje...
Cały problem z filmem "1920 Bitwa Warszawska" polega na tym, że z tych scen (skądinąd świetnie nakręconych - wiadomo, za kamerą stał Idziak), dałoby się zmontować całkiem przyzwoity film. Ale się nie dało, bo na krześle reżysera siedział ten obleśny dziad Hoffman, któremu od czasów "Ogniem i Mieczem" tylko d*** i cycki w głowie. Aby uczynić to "coś" zdatnym do oglądania, należałoby na początek wyciąć wszystkie sceny z Nataszą Urbańską, która prawdopodobnie jest najgorszą aktorką, jaką miałem okazję oglądać (a oglądałem mnóstwo filmów, również klasy B i C, więc wiem o czym mówię). Film jest tragicznie zmontowany i nie posiada żadnej linii fabularnej, będąc jedynie chaotycznym zlepkiem całkiem nieźle nakręconych scen (pomijając Urbańską). Aż zęby bolą od tego chaosu, a widz nie wie, czy śmiać się czy płakać, ale z całą pewnością wie, że musi wyć, żeby ten horror jakoś przetrzymać. Są oczywiście jakieś tam plusy za kilka zgrabnych scen i smaczków (Dywizjon Kościuszkowski!), które wzbudziły uśmiech miłośników historii (choć było również kilka, które wzbudzały wyłącznie politowanie). Da się tu też odnaleźć dobre kreacje aktorskie, zwłaszcza Adama Ferencego jako czekisty Bykowskiego (wyborny!) oraz Aleksandra Domogarowa jako sotnika Kryszkina. Tylko dlaczego w tym kraju wszystko, nawet filmy, robione jest tylko na pół gwizdka...? No żal potencjału, hańba i Targowica, ot co!
Dodajmy na sam koniec, że fruwający nagrobek i wrzeszcząca Urbańska przy karabinie maszynowym to najlepsza wizytówka tego filmu. Boże, ale żal...
P.S. Z tego co słyszałem, Urbańska dostała w tym filmie rolę artystki kabaretowej, żeby śpiewać na ekranie. Problem w tym, że ona nawet śpiewać nie umie, a jej jedyny talent ogranicza się do, cytując jej męża, "podnoszenia nogi"...
Wniosek: Spalić wszystkie kopie tego filmu, posypać wapnem i zaorać!