"Muppets Most Wanted" ("Muppety: Poza Prawem")

O czym to jest: Muppety ratują Kermita.

muppety poza prawem film recenzja kermit piggy zwierzak

Recenzja filmu:

Wychowałem się na Muppetach, dlatego zawsze będę miał do nich sentyment. Do dziś posiadam zmontowaną przez siebie składankę "The Best Of" na trzech kasetach video. Dlatego też niezmiernie cieszy mnie powrót Muppetów na ekrany, choćby w formie filmu raz na jakiś czas. Niestety obawiam się, że o ile wznowienie uniwersum w filmie "The Muppets" było bardzo udane, to jednak  kinowy film "Muppets: Most Wanted" posiada wiele wad typowego hollywoodzkiego sequela.

Co ciekawe, sami twórcy zdają sobie z tego sprawę, gdyż pierwszą piosenką w filmie jest właśnie utwór na temat tego, jak bardzo sequele są do bani. Samospełniająca się przepowiednia... Siłą pierwszej części było to, że bardzo mocno bazowała i nawiązywała do oryginalnego "The Muppet Show", a ponadto miała jasno zdefiniowanego głównego bohatera (Waltera, muppetowego nerda), którego losy mogliśmy śledzić na ekranie. W sequelu mi tego zabrakło - no bo kto tu jest głównym bohaterem? Kermit? Jego zły sobowtór Constantine? Z pewnością nie jest nim Walter, postawiony w szeregu razem z innymi Muppetami. Cała fabuła, podobnie jak wiele filmów telewizyjnych o Muppetach w przeszłości, przenosi akcję z Teatru Muppetów do świata rzeczywistego. I tak oto robi się z tego kryminał - przestępcy, rosyjski gułag, kradzież brytyjskich klejnotów koronnych... A w środku tego cała banda pacynek. Kryminał gdzieś po drodze samoistnie przekształca się w parodię wielkich filmowych hitów, wliczając w to kilka Bondów, "Entrapment" (to ten okropny film z Seanem Connery'm i Katarzyną Zytą wijącą się między laserami), współczesnego "Sherlocka", "Skazanych na Shawshank" i nawet "The Way Back". Że już nie wspomnę o Różowej Panterze - inspektor z Interpolu podążający tropem Muppetów to wypisz-wymaluj Jacques Clouseau. 

Jeśli chodzi o warstwę muzyczną (bo jak przystało na Muppety, film jest musicalem), to czeka nas niestety mocne rozczarowanie. Nie licząc jednego fajnego motywu (Constantine oświadczający się Piggy) oraz rewelacyjnej piosenki o kopalni węgla, cała reszta wydaje się być na siłę i bez wyrazu, zupełnie jak w "Nędznikach". Niektóre żarty też wydają się być na siłę, choć kilka rzeczy okazało się rewelacyjnych. Doceniam umiejętne wyśmianie europejskiej mentalności (małe samochody, przywiązanie do prawa pracy i praw socjalnych etc.), a także fantastyczne przedstawienie rosyjskiego gułagu (bardzo na czasie, nieprawdaż?). 

Co do aktorskich cameo (to kolejna tradycja muppetowych produkcji), to większość aktorów zapewne jest bardziej rozpoznawalna dla Amerykanów. Niemniej osoby, które na pewno ucieszą polskiego widza, to bez wątpienia Danny Trejo śpiewający i tańczący w gułagu, Celine Dion w duecie z Piggy, Christopher Waltz tańczący walca, Salma Hayek z Gonzem w "Tańczącym z Bykami", a także mignięcie Lady Zgagi i Jamesa McAvoy'a. 

Jednym słowem: film jako film jest słaby. Ratuje go fakt, że są to Muppety. Jednak wszyscy chcielibyśmy, by były trochę lepsze.

Wniosek: Szału nie ma.


Copyright © Jest Kultowo! , Blogger