"The Walking Dead" ("Żywe Trupy")
O czym to jest: Zombie opanowują Ziemię.
Recenzja serialu:
"The Walking Dead", pierwszy chyba serial traktujący na poważnie tematykę zombie, jest (niestety) dowodem na to, że i zombie mogą się śmiertelnie (haha) znudzić. Jest to też przykład serialu, który powinien był się skończyć znacznie wcześniej, najpóźniej po trzecim sezonie. Ale ponieważ stał się tak bardzo popularny, to twórcy ciągną go dalej... I ciągną, i ciągną, i będą ciągnęli tak długo jak się da. Obawiam się, że może mi nie starczyć sił, by tyle wytrzymać.
Jestem fanem zombie. Naprawdę. Gdzie indziej (prócz nazistów) można dostać wroga, którego można tak bezkarnie i na tyle różnych sposobów zabijać? Nie ma nic piękniejszego od mordowania zombiaków. Zwłaszcza, że te tutaj są klasycznymi "wolnymi" zombie, a nie zmutowanymi turbo-zombie rodem z "World War Z" lub "28 dni później", które z definicji są nie do pokonania. Ależ ile to można oglądać? W pewnym momencie nawet strzelanie może się przejeść. Zwłaszcza, gdy każdy odcinek ma taki sam schemat:
1. Rozwiązanie cliffhangera z poprzedniego odcinka w ciągu 1 minuty.
2. Widoki krajoznawcze.
3. Gadanie o tym, że wszystkim jest smutno.
4. Idą zombie! Ognia!
5. Gadanie o tym, że wszystkim jest smutno.
6. Mocny plot twist + cliffhanger, który zmusza do obejrzenia kolejnego odcinka.
Wredny schemat, nie? Bo punkty 4 i 6 zmuszają do tego, by wciąż oglądać ten serial. Głównym bohaterem jest szeryf Rick Grimes, który w opanowanej przez zombie Georgii (tak, przez cztery sezony bohaterowie nawet nie wyszli poza granicę stanu) stara się znaleźć swojej rodzinie miejsce do życia. Po drodze zalicza obozowisko, farmę, więzienie, miasteczko, a i tak nigdzie nie może znaleźć sobie nowego domu. Może by tak starczyło siedzieć na tyłku w jednej lokacji i budować mury, zamiast gadać o tym, że wszystkim jest smutno? Ech.
Żeby nie było, serial ma świetne elementy. Pierwsze dwa sezony i elementy trzeciego zrywają czapki z głów (zwłaszcza porażający swoją mocą semi-cliffhanger w połowie drugiego sezonu - tak tak, scena ze stodołą). Są cudowne widoczki krajoznawcze na falloutowy świat, są genialne postacie (pan kusznik Daryl!), są w końcu ciekawe rozważania i dylematy. Tylko to wszystko jest takie rozwleczone... Pierwszy i drugi sezon były dobre, bo były krótkie. Później wszystko zaczęło się opierać na flashbackach i odgrzewaniu motywów z początku serialu... Klasyczna bolączka wielu produkcji. No i dlaczego bohaterowie nie próbują opuścić Georgii i znaleźć jakiegoś lepszego miejsca? Na przykład wyspy, hmm? Albo jakiegoś starego fortu (przecież w USA też takie mają)? Pytania można mnożyć, a odpowiedzi brak. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że kiedyś ta produkcja się skończy (w sensie będzie mieć zakończenie), a nie że po prostu się urwie. Choć to USA, tu nie można na nic liczyć.