"The Princess Bride" ("Narzeczona dla Księcia")
O czym to jest: Szlachetny biedak zdobywa serce Księżniczki.
Recenzja filmu:
Od wielu lat słyszałem, że "The Princess Bride" jest kultowym filmem. Ma dla Amerykanów takie samo znacznie jak dla nas, powiedzmy, "Czterej Pancerni i Pies". I choć jest to przecież zwykła, a nawet niezbyt lotna bajka, to po obejrzeniu stwierdzam: Amerykanie mają rację.
Wiecie, o co chodzi w parodiach, prawda? Mamy jakiś film (ewentualnie gatunek filmowy), po czym w parodii obśmiewamy jego poszczególne elementy. Jednak pierwszy raz widziałem, żeby film sparodiował sam siebie! Otóż "The Princess Bride" jest tak przerysowanym fantasy, jak to tylko możliwe, a mimo to nie jest parodią tylko naszpikowaną czarnym humorem fantastyczną produkcją, którą można oglądać w kółko. Jest to genialna kombinacja bystrych dialogów, cudownych postaci, akcji, humoru... Można tak wymieniać bez końca. Nie chcę tu zbytnio spoilerować, jako że w Polsce nie jest to zbyt znany film, więc powiem tylko tyle: mnóstwo elementów np. w "Shreku" pełnymi garściami czerpie z tego dzieła (porównajcie sobie zamki w tym filmie i w "Shreku", albo porównajcie postać Księcia). Wyobraźcie więc sobie film w którym macie księżniczkę, pirata, olbrzyma, hiszpańskiego szermierza, sycylijskiego złoczyńcę, miłość, czary i bajowy happy end, a dostaniecie "The Princess Bride".
A, no i nie można pominąć samego Detektywa Colombo w roli narratora! Jak słowo daję, tu każda scena jest kultowa! "Hello, my name is Inigo Montoya. You killed my father. Prepare to die". Kto oglądał, ten zrozumie o co chodzi w tym cytacie. A zaręczam, że warto to obejrzeć.