"Miasto 44"
O czym to jest: Hekatomba Powstania Warszawskiego.
Recenzja filmu:
Naprawdę coś się zmieniło w polskim kinie. Może w końcu doczekaliśmy się wymiany pokolenia reżyserów i scenarzystów? Może miejsce leśnych dziadków spod znaku Wajdy i Hoffmana zastąpili młodsi specjaliści, bez kompleksów mierzący się z kinem światowym? Mam taką nadzieję. Film "Bogowie" udowodnił, że można nakręcić w tym kraju arcydzieło fabularnie nieustępujące jakości największym oscarowym hitom. "Miasto 44" dogania Hollywood pod innym względem: nie fabuły, ale jakości wykonania.
Pod względem technicznym film jest doskonały. Efekty specjalne, pirotechniczne, scenografia, kostiumy - perfekcja! Porównując to z prawdziwym materiałem z "Powstania Warszawskiego" (co ciekawe autorstwa tego samego reżysera, czyli Jana Komasy) w zasadzie nie widać różnicy w tym, co widzimy na ekranie. Jestem pod ogromnym wrażeniem dźwięku, obrazu, sposobu prowadzenia kamery... A ponieważ wiem, że za to wszystko odpowiadały polskie studia filmowe, tym bardziej jestem zadowolony. Lata ciężkiej pracy nad filmem przyniosły efekt; myślę że jeśli ktoś przegapił ten obraz w kinie, to dużo stracił. Chociaż miejmy nadzieję, że Blu-Ray i dobre kino domowe powinno dać równie fajny efekt. Nie jest to jeszcze techniczny poziom dajmy na to "Black Hawk Down", ale jest naprawdę świetnie, lepiej niż w niejednym zachodnim filmie.
Szkoda tylko, że fabuła i reżyseria nie dorównują świetnej technice. Do połowy filmu jeszcze miałem nadzieję na element zaskoczenia, czyli ukazanie Powstania z punktu widzenia dwójki młodych ludzi, którzy za wszelką cenę starają się jedynie przeżyć, a nie iść na stracenie... To byłoby coś nowatorskiego w tym przesiąkniętym straceńczą martyrologią kraju. Ale niestety nasi bohaterowie po kryzysie emocjonalnym postanawiają heroicznie oddać swoje życie za Polskę i Polaków. Ech... Byłem, widziałem, następny proszę. Ubolewam też nad nieczytelną reżyserią - twórcy filmu bronili ekstremalnie niedorzecznych metafor jako "wizji w głowie bohaterów", ale kiedy kule latają, granaty wybuchają, a dwójka bohaterów tkwi pośrodku w namiętnym pocałunku, to ja widzę jedynie kicz, a nie metaforę. Taka jak w scenie seksu z dubstepem w tle, przeplatanej wizjami powstańców w kanałach w obowiązkowym slow-motion. Czasem aż zęby bolały od takich scen, na szczęście nie było ich wiele. Niemniej brakowało tu trochę kunsztu i sprawności dobrego reżysera kina akcji. Kto wie, może osoba bardziej doświadczona zrobiłaby to lepiej - ale cóż, ktoś musiał być pierwszy.
Wniosek: Dobre. Na poziomie hollywoodzkich hitów.