"Carnage" ("Rzeź")

O czym to jest: Zamknij ludzi w jednym pokoju, a wyjdzie z nich prawdziwa natura.

rzeź recenzja filmu plakat roman polański jodie foster kate winslet

Recenzja filmu:

W przypadku wielu reżyserów jestem w stanie wyróżnić charakterystyczny motyw, przewijający się przez ich filmy. Może to być sposób kręcenia, konstrukcja dialogów czy nawet częsty wybór tych samych aktorów. Jednak w przypadku Romana Polańskiego umyka mi jego styl. Takie hity jak "Pianista", "Autor Widmo" czy właśnie "Rzeź", są moim zdaniem kompletnie inne i w ogóle do siebie niepodobne. Ale to dobrze.

Tym razem Polański postanowił pobawić się w teatr telewizji, ekranizując francuską sztukę "Bóg mordu" z 2006 roku. W tym dziele dwie pary rodziców spotykają się, by porozmawiać o bójce swoich małoletnich synów. Od słowa do słowa, zwykła "kulturalna" rozmowa przekształca się w tytułową rzeź i mord. Oczywiście werbalny. Niestety - czego się obawiałem - to co jest w stanie zadziałać na deskach teatru, niekoniecznie zadziała na ekranie. Dlatego też Polański ściągnął czterech prawdziwych aktorskich gigantów - Jodie Foster, Christophera Waltza, Kate Winslet i Johna C. Reilly'ego. Posadził ich w jednym pokoju, gdzie tkwią przez cały film (nie licząc kilku scen na korytarzu i w łazience) i wyłącznie rozmawiają. Czy to się mogło udać?

Cóż, mam mieszane uczucia. Z jednej strony bawiłem się dobrze. Aktorzy dawali z siebie wszystko, prezentując całą galerię osobowości - neurotyczną idealistkę, dystyngowaną nowobogacką paniusię, pantoflowego prostaka i bezwzględnego rekina biznesu. Fabuła była bardzo wiarygodna, tak samo jak bohaterowie. Naprawdę można sobie wyobrazić, że tego typu "rzeź" ma miejsce codziennie gdzieś w zachodnim świecie. I że wszyscy żyjemy w maskach i sztywnych gorsetach społecznych, a gdy je zrzucimy (często przy pomocy alkoholu) wychodzi z nas prawdziwa, często rozczarowana życiem natura. Pod tym względem film był bardzo pouczający.

Niestety dialogom brakowało troszeczkę wirtuozerii i słownej szermierki najwyższych lotów, jaką obserwuję chociażby w filmach Tarantino. Wprawdzie były dzięki temu bardziej "prawdziwe", ale mając do wyboru realizm, a frajdę na ekranie, zawsze stawiam na frajdę. Jestem też rozczarowany końcówką filmu, który po prostu się urywa. Czy takie urwanie miało zaszokować widza? Być może, ale nie mnie. Niemniej jest to ciekawy kawałek kina, zdecydowanie z wyższej półki i wartego poznania.

Wniosek: Ambitny film, choć mógłby być trochę lepszy.


Copyright © Jest Kultowo! , Blogger