"Defiance"
O czym to jest: Kosmici i ludzie muszą żyć razem na zniszczonej, postapokaliptycznej Ziemi.
Recenzja serialu:
Kiedyś wydawało mi się, że nastał zmierzch klasycznych seriali science fiction z dużą ilością kosmitów, strzelanek, fajnych lokacji i niezłego tempa. Na szczęście się myliłem - twórcy gatunku wciąż potrafią mnie mile zaskoczyć! Taką niespodzianką jest serial "Defiance", konglomerat różnych gatunków kina, na pierwszy rzut oka wtórny, ale w rzeczywistości (dzięki doskonałej jakości) świeży i pełen rozrywki. O to chodzi!
Wprowadzenie do fabuły jest dosyć przydługie, ale w skrócie chodzi o to, że kosmici przylecieli na Ziemię, ale z jakiegoś powodu szlag trafił ich statki. Teraz ci z nich, którzy przeżyli (w sumie osiem różnych ras kosmitów), muszą żyć na Ziemi z niedobitkami ludzi. Problem polega na tym, że apokalipsa statków rozpoczęła niekontrolowany terraforming planety - zniknęły miasta, kontynenty, oceany, a na ich miejsce pojawiły się nowe lokacje, dzikie i obce, z niebezpieczną fauną i florą. Akcja toczy się w małym miasteczku na nowym Dzikim Zachodzie - tytułowym Defiance, stojącym na gruzach dawnego St. Louis. Obserwujemy przygody Nolana, ziemskiego weterana i okazjonalnie szeryfa Defiance, oraz jego adoptowanej kosmicznej córki Irysy. W tle oczywiście czeka na widzów cała masa zagadek z kluczem, tajnych spisków, sekretów i misji ratowania świata. Czyli to, co fani SF lubią najbardziej.
W zasadzie nie mam się do czego przyczepić w tej produkcji, bo poziom serialu szybuje w górę z odcinka na odcinek. Przyspiesza, wprowadza nowe wątki (ale też nie zapomina o starych), rozszerza się na nowe lokacje. Nie stroni też od brutalności - członkowie głównej obsady padają jak muchy (nie aż tak jak w "Grze o Tron", ale prawie). Sam główny bohater jest twardym gościem w starym stylu, męskim, ale też sarkastycznym i ojcowskim w stosunku do tych, o których dba - trochę jak Bruce Willis w swoich najlepszych latach. Wspaniałe się również postacie z "rodziny wampirów", czyli diaboliczne kosmiczne małżeństwo Tarr. Tony Curran i Jaime Murray podbili moje serce swoimi kreacjami - są po prostu idealni do tego serialu! Z rozkoszą oglądam spiski, przekręty i łajdactwa w ich wykonaniu. Rewelacja!
Klimat Dzikiego Zachodu nie jest tu przypadkowy - podobnie jak "Firefly", również "Defiance" oferuje western w kosmosie (a raczej: z kosmitami). Dorzućcie do tego sporą dozę falloutu, nieźle zaprojektowanych kosmitów (jest to wprawdzie charakteryzacja klasy "Star Trek" albo "Stargate SG-1", ale mimo to ciekawa) i naprawdę niezłe tempo. Cieszę się, że "Defiance" wytrzymało do trzeciego sezonu i troszkę mi smutno, że nie będzie ich więcej. Ale za to ma piękne zakończenie!
Wniosek: Bardzo dobre, rozrywkowe i z jajem. W sam raz na seans wieczorem.