"House M.D." ("Dr House")
O czym to jest: Doktor House, najbardziej chamski skuteczny lekarz świata.
Recenzja serialu:
"House" był, jest i będzie serialem-legendą. Ta produkcja jest chyba najbardziej znanym owocem mody na antybohaterów, czyli paskudnych typów w rolach głównych. Cyniczny, sarkastyczny, gardzący ludźmi i pacjentami doktor House to taki Sherlock Holmes medycyny. Jako diagnostyk ma za zadanie odkryć na co choruje pacjent, co jest tak naprawdę kluczem do prawidłowego leczenia. Producenci serialu przyznali, że sami nie wierzyli, że niesympatyczna postać House'a okaże się tak wielkim hitem i przetrwa więcej niż 2-3 sezony. W końcu jeśli popularne seriale medyczne takie jak "E.R." są na jednym biegunie, to "House" jest ich całkowitym przeciwieństwem.
Gdyby nie cięty, błyskotliwy i czarny humor nikt nie byłby w stanie tego oglądać. Jednak gdy już przyzwyczaimy się do ostrego dowcipu głównego bohatera, to przy jednoczesnym podziwie dla jego geniuszu odcinki "House'a" staną się prawdziwą przyjemnością. Mało tego - nikt z nas wprawdzie nie chciałby mieć takiego internisty, ale w przypadku naprawdę ciężkiej i skomplikowanej choroby do takiego House'a kolejki sięgałyby wielu lat w przód. Osobiście bardzo lubię taką zabawę antywzorcami. Jak widzowie mamy wrażenie, że lubiąc House'a robimy coś złego, bo przecież nikt nie powinien się tak zachowywać. Ma to więc posmak zakazanego owocu, a jak wiadomo takie smakują najlepiej.
Teraz słówko o samej produkcji: rzecz jasna jest to rola życia Hugh Lauriego, znakomitego brytyjskiego aktora, który do historii kina przejdzie właśnie jako doktor House. Spora część obsady również dała się zapamiętać widzom, otrzymując role w innych znanych produkcjach, jak chociażby zjawiskowa Olivia Wilde grająca tu rolę doktor "Trzynastki". Serial możemy podzielić na trzy etapy, z czego osobiście za najlepszy uważam ten środkowy. W sezonach 1-3 mamy "klasyczną drużynę", która solidnie, odcinek za odcinkiem, rozwiązuje zagadki medyczne w dość szablonowej formie. Sezony 4-5 przynoszą nam zupełnie nowy zespół i bardziej szalone zagadki. Jednocześnie wszystkie postacie, a zwłaszcza House, zyskują solidne drugie dno, a ich życiowe rozterki czasem idą na równi z główną, "medyczną" linią serialu. Niestety, jak można się było spodziewać, zaprowadziło to na manowce telenoweli. Od sezonu 6 aż do końca to właśnie psychologiczne rozdarcie głównego bohatera będzie osią główną, podczas gdy rozwiązywanie zagadek zejdzie na drugi plan. Moim zdaniem to właśnie był koniec "House'a", przynajmniej takiego, jakim go lubiłem. Rzecz jasna Amerykanie kochają takie rzeczy, a to przecież pod nich kręcono ten serial... Ala ja byłem rozczarowany. Na szczęście "House" ma (mniej lub bardziej kulawy) koniec i jako taki uchodzi za serial kompletny. Ale, podobnie jak np. "Dexter", powinien się był skończyć znacznie wcześniej.
Ale i tak, gdy przeskakuję sobie po kanałach w telewizorze i trafiam na odcinek "House'a", zawsze przykuwa mój wzrok. W końcu legenda zobowiązuje.
Wniosek: Serial kultowy w sezonach 1-5. Potem coraz większa telenowela.