"Quantum of Solace" ("007 Quantum of Solace")
O czym to jest: Agent 007 mści się za śmierć ukochanej.
Recenzja filmu:
Drugi film z Danielem Craigiem jako Agentem 007 to bezpośrednia kontynuacja "Casino Royale" i powiedzmy sobie szczerze, że nie ma większego sensu traktowanie go jako osobnej produkcji. Zaczyna się praktycznie w tym samym momencie, w którym skończyło się "Casino" i leci dalej z prędkością błyskawicy. Wygląda to dobrze, gdy ogląda się te produkcje jedna po drugiej, ale gorzej, gdy ktoś chce patrzeć na "Quantum" indywidualnie. Ci, którzy od tego filmu zaczęli swoją przygodę z Bondem, mogli się poczuć zawiedzeni. I wcale bym im się nie zdziwił.
To też jeden z krótszych filmów o 007, trwający niewiele ponad półtorej godziny. Klasycznie rozpoczyna się od mocnego pościgu najpierw we Włoszech, a później na Haiti. I tu popełniono największe grzechy "Quantum of Solace" - przyspieszenie kamery! Mój Boże, rozumiem stosowanie tego zabiegu w celach artystycznych i w ograniczonym stopniu, ale przyspieszanie WSZYSTKICH scen akcji jest po prostu niedorzeczne! Najlepszym przykładem niech będą gołębie, przemykające z prędkością błyskawicy na tle ścigających się samochodów. I jak tu traktować te filmy poważnie? Bardzo, bardzo nieładnie. Dobry film o Bondzie nie potrzebuje sztucznego podtrzymywania tempa, tylko broni się sam w sobie. Po scenach akcji przychodzi czas na część szpiegowską, w której Bond dekonspiruje grupę złoczyńców w Austrii, a następnie ląduje w Boliwii, gdzie zostaje do końca filmu. Na szczęście odzyskuje tam dobre tempo i ciekawe zagrywki fabularne, podciągając ogólną ocenę filmu do dostatecznego poziomu.
W "Casino Royale" oglądaliśmy szelmowskiego i pewnego siebie Bonda. Tutaj widzimy go wściekłego, zdradzonego, napędzanego żądzą zemsty. Zamiast w dobrze skrojonym garniturze pojawiał się z różnorakimi otarciami, sińcami i zakrwawionymi częściami garderoby. Ten Bond się nie patyczkował, tylko zostawiał za sobą szlak trupów. Doceniam, chwalę, polecam - James Bond zbliżył się do granicy bycia "złym gościem", co stanowi niezły kontrast. Dziewczyną Agenta 007 jest Olga Kurylenko, jedna z najładniejszych aktorek, jakie wystąpiły w tej roli. Choćby z tego powodu warto ją zobaczyć, a że gra przy tym nieźle i oferuje nam postać z głębią charakteru, to pozostaje nam wyłącznie pogratulować. Mathieu Amalric jako złoczyńca jest obrzydliwy, ale niestety w ogóle niestraszny, więc tu mam pewne zastrzeżenia.
I to chyba wszystko, co można powiedzieć o "Quantum of Solace". Było poprawnie, aczkolwiek film powinien się nazywać "Casino Royale 2". Miałoby to większy sens.
Wniosek: Poprawne, ale nie ma sensu bez obejrzenia pierwszej części.