"Macbeth" ("Makbet")
O czym to jest: Ekranizacja jednej z najsłynniejszych sztuk Szekspira.
Recenzja filmu:
Oglądaliście "Valhalla Rising"? Jeśli tak, to wiecie już jaki jest "Makbet". Wizualnie, stylistycznie i w przekazie to wręcz kopiuj-wklej wspomniany film o Wikingach. Nie spodziewałem się, że w takiej formie ktoś kiedyś zekranizuje sztukę Szekspira. Spodziewałem się czegoś bardziej osadzonego "w realiach", tak jak moje ulubione ekranizacje "Hamleta" z Melem Gibsonem i "Henryka V" Kennetha Branagha. A tu taka niespodzianka!
To bardzo mistyczna wizja szekspirowskiego "Makbeta". Michael Fassbender dawał z siebie wszystko, i choć może nie była to rola godna Oscara, to naprawdę mu wyszło. Surowy, dziki krajobraz północnych krańców Szkocji, połączony z wieczną mgłą i wichrami tworzył niezwykły, psychodeliczny klimat, pogłębiający szaleństwo głównego bohatera. Dużo tu było zabawy obrazem, montażem i ustawieniem kamery. Choć dialogów, jak na Szekspira, wręcz mało! Niemniej ta ekranizacja, jeśli chodzi o przebieg akcji, jest niemal kropka w kropkę zgodna ze sztuką. Jest brudno, jest krwawo i jest barbarzyńsko, zgodnie z realiami XI-wiecznej Szkocji. Otwierająca film scena bitwy jest wręcz ogłuszająca od ryku walczących armii - naprawdę zrobiło to na mnie wrażenie, mimo że widziałem przecież setki podobnych scen.
O Fassbenderze wypowiedziałem się już pozytywnie, więc teraz kilka słów o Lady Makbet granej przez Marion Cotillard. Aktorka jest z niej znakomita, co do tego nie ma wątpliwości, i taka też jest jej Lady Makbet - okrutna, wyrachowana i niezwykle niebezpieczna. Mam jednak zarzut do twórców o wybielenie jej postaci. Ze sztuki wynika jasno, że to ona była tą złą, a Makbet stanowił po prostu kolejną z jej ofiar. Tu jednak Lady po prostu spuszcza go ze smyczy, ale zło pochodzi wewnętrznie od samego Makbeta. Ciekawa interpretacja, ale nie wiem, czy mi do końca pasuje. Za to jestem pełen podziwu, jak twórcy rozwiązali kwestię Lasu Birnamskiego podchodzącego pod mury zamku. Naprawdę, dla tej sceny warto zobaczyć film. No i na sam koniec muszę wspomnieć o moim ulubionym filmowym zakapiorze, czyli Seanie Harrisie w roli Macduffa. Jego nigdy zbyt wiele na ekranie!
To bardzo dobra ekranizacja "Makbeta". Zasługuje na to, by zapisać się w historii kina. Polecam, bo Szekspira (i jego adaptacje) po prostu wypada znać.
Wniosek: Świetne, krwawe, psychodeliczne.