"The Other Boleyn Girl" ("Kochanice Króla")
O czym to jest: Henryk VIII i jego miłosne perypetie.
Recenzja filmu:
Czasem trzeba się oderwać od fantastyki, filmów wojennych i klasycznej nawalanki, i spojrzeć na bardziej... kobiecą stronę kina. Sięgnąłem więc po kostiumowy "The Other Boleyn Girl", tłumaczony w naszym Kraju Kwitnącej Cebuli jako "Kochanice Króla" (wszyscy uwielbiamy polskie tłumaczenia filmów, prawda)? To opowieść o jednym z najsłynniejszych trójkątów w dziejach europejskich władców, czyli angielskiego króla Henryka VIII oraz dwóch sióstr Boleyn - Anny i Marii.
Ktoś określił ten film mianem "Dynastii Tudorów" z gwiazdorską obsadą. Coś w tym jest, jednakże podstawową różnicą jest to, że tutaj dało się zmieścić całą historię w dwóch godzinach, podczas gdy w serialu rozciągnięto ją do czterech sezonów... A 120 minut to w sam raz, by z zainteresowaniem śledzić nerwowe starania angielskiego króla o pozyskanie męskiego potomka z prawowitego łoża. Można również potraktować ten film jako prequel znakomitej "Elżbiety", choć chyba nieco gorszy jakościowo. Ale, choć rzecz jasna daleko tu do arcydzieła, "The Other Boleyn Girl" jest w porządku przynajmniej pod względem technicznym (kostiumy, scenografia, fabuła). Cieszę się, że postać Henryka VIII (granego przez ponurego jak zwykle Erica Ba[na]nę) stanowi jedynie tło, a głównymi bohaterkami są dwie panny Boleyn. Ta demoniczna (Natalie Portman) oraz ta niewinna (Scarlett Johansson). Ich kreacje również są w porządku, bez wystrzału, ale też i tragedii. Ot po prostu jeden z wielu filmów, który zapisze się w ich karierze, w żaden sposób nie szkodząc wizerunkowi.
Obeznany z historią Anglii widz będzie oczywiście znał przebieg całej fabuły, więc niewiele go zaskoczy. Niemniej każdy z was może z zainteresowaniem pooglądać, jak z błahych powodów (takich jak zwykłe niezrozumienie lub brak zaufania) potrafią rozgorzeć najstraszniejsze międzyludzkie konflikty. A, jak sami pewnie wiecie, nie ma gorszej kłótni niż kłótnia w rodzinie. Pod tym względem niewiele się zmieniło od XVI wieku. A archetypy sióstr Boleyn jeszcze nieraz będą się pojawiać na kartach historii.
Wniosek: Znośne. Nawet ciekawie się ogląda.