"Spaceballs" ("Kosmiczne Jaja")
O czym to jest: Parodia "Gwiezdnych Wojen" i kina SF lat 80.
Wniosek: Kultowa parodia i co najważniejsza, wciąż śmieszna.
Recenzja filmu:
"Kosmiczne Jaja" to jedna z niewielu parodii, która bez żadnych wątpliwości przeszła do historii kina. Jeśli widzieliście choć jeden film Mela Brooksa, to tak jakbyście widzieli je wszystkie. Parodie Robin Hooda ("Faceci w Rajtuzach"), westernów ("Płonące Siodła") czy też Draculi ("Wampiry Bez Zębów") są niezłe, choć z humorem często niezbyt wysokich lotów. Podobnie jest w "Kosmicznych Jajach", ale mimo to wszyscy zgodnie uznają ten film za kultową produkcję. Może dlatego, że wszystko co jest związane z "Gwiezdnymi Wojnami", jest skazane na sukces?
Ale ten film to nie tylko parodia "Nowej Nadziei". W równie mocnym stopniu Mel Brooks naśmiewa się z innych klasyków, takich jak "Odyseja Kosmiczna 2001", "Star Trek", oryginalna "Planeta Małp" czy też "Obcy" (wliczając w to moją ulubioną scenę, a więc kultowego Johna Hurta powtarzającego rolę Kane'a). Dostaje się również po głowie marketingowi, czego najlepszym przykładem jest przerysowane lokowanie produktów z logiem "Kosmicznych Jaj" na niemal wszystkich rekwizytach, jakich używają bohaterowie. Mimo okazjonalnych fekalnych żartów jest tu też cała masa wspaniałych gagów, a parodie postaci ze świata "Star Wars" należą do najbardziej udanych w historii kina (choćby pamiętny Dark Helmet, czyli po polsku Lord Hełmofon).
Aktorsko film może nas nieźle zaskoczyć - Rick Moranis, którego znacie z "Pogromców Duchów", gra ikoniczną parodię Dartha Vadera. Bill Pulman to urocza analogia Hana Solo, podejrzanie blisko podobna do Malcolma Reynoldsa z "Firefly". No i jest jeszcze nieodżałowany John Candy jako alegoria Wookieego! Sam Mel Brooks gra dwie role: Prezydenta oraz Jogurta (na kim jest wzorowana jego postać mędrca-karła, to chyba sami się domyślacie). Ale aktorstwo to jedna rzecz, drugą są rewelacyjne efekty specjalne, które wytrzymały próbę czasu (i tu ciekawostka: pracowali przy nich ci sami ludzie, co przy oryginalnych "Gwiezdnych Wojnach"). Oto kolejny dowód przewagi modeli i miniatur nad efektami komputerowymi - one się po prostu nie starzeją.
Żałuję jedynie, że polskie wydanie tego filmu na DVD zawiera wyjątkowo słabe tłumaczenie, któremu daleko do wirtuozerii pierwszej wersji dialogowej, którą być może pamiętacie z emisji w TVP w latach 90. Tak też Szmoc zmieniła się w Sztorc, Dark Helmet zamiast kultowym Lordem Hełmofonem został Posępnym Hełmem, Barf (Barfłomiej) został niepotrzebnie przeinaczony na Pawa (Pawła), ale już Lone Starr występuje jako Samotny Gwiazdor. Co najgorsze Barfowi zostawiono oryginalną nazwę gatunku: mog, rezygnując z udanego człesa (człes, czyli pół-człowiek, pół-pies, a więc najlepszy przyjaciel samego siebie). Brakowało mi też bystrego tłumaczenia niektórych gier słownych, które pamiętam z dzieciństwa... No cóż, tłumacz tłumaczowi nierówny, zwłaszcza w tym kraju.
Co ciekawe, nie widziałem tego filmu całe lata, a jak się okazało pamiętałem w nim niemal każdą scenę i większość linii dialogowych. A ponieważ nie tylko ja tak mam, to tylko potwierdza moją tezę, że jest to rzecz kultowa.
Wniosek: Kultowa parodia i co najważniejsza, wciąż śmieszna.