"Walk the Line" ("Spacer po Linie")

O czym to jest: Biografia wybitnego muzyka, Johnny'ego Casha.

spacer po linie johnny cash film recenzja joaquin phoenix

Recenzja filmu:

Od wielu lat jestem fanem Johnny'ego Casha. Nie sposób pominąć gigantycznego impaktu kulturalnego, jakim jest jego twórczość. Dlatego byłem przekonany, że spodoba mi się "Walk the Line" - i oczywiście miałem rację. Czy w takim razie potrafię ocenić ten film obiektywnie? Nie wiem, ale spróbuję! Bo pomimo ochów, achów i podśpiewywania przez niemal cały film, dostrzegłem kilka (na szczęście niewielkich) zarzutów.

Ale zacznijmy od pochwał. To bardzo dobry film! Życie Johnny'ego Casha zostało tu przedstawione w kontekście wieloletniej znajomości z June Carter, miłości jego życia i również fantastycznej piosenkarki country. Przyznaję, że może to razić niektórych widzów, gdyż "Walk the Line" wygląda przez to jak klasyczny melodramat (i na dodatek pomija ogromny społeczny przekaz, jaki niosła twórczość Casha). Na szczęście dzięki piorunującej grze aktorskiej Joaquina Phoenixa i Reese Whiterspoon wychodzi z tego pełnokrwisty dramat. Phoenix jest idealny do roli psychopatycznych postaci, obojętnie czy w dramacie obyczajowym ("You Were Never Really Here"), wielkobudżetowym widowisku ("Gladiator") czy filmie science fiction ("Znaki"). W końcu miałem też okazję obejrzeć zachwalaną, oscarową kreację Whiterspoon i choć mam wątpliwości, czy zasłużyła tą rolą na statuetkę, to z całą pewnością była świetna! Pochwalić też trzeba wspaniałe kostiumy i doskonałe oddanie realiów lat 50. i 60. Aż miło popatrzeć!

No a jeśli chodzi o to, co najważniejsze w takim filmie, czyli muzykę, to powiedzmy sobie wprost: Phoenix i Whiterspoon byli idealni do tych ról (cóż, w końcu Cash i Carter osobiście wybrali ich do odtworzenia samych siebie na ekranie!). Muzycznie wychodzi z tego prawdziwy dynamit - aktorzy sami grają i śpiewają, a co najważniejsze, robią to tak dobrze, że gdybym nie znał tak dobrze muzyki Casha, mógłbym się pomylić. I nawet nie trzeba lubić muzyki country, by zachwycić się ich występami oraz świetnym przygotowaniem technicznym!

Skoro jest tak dobrze, to czemu mam zastrzeżenia? Przede wszystkim film był nieco za długi, a co za tym idzie, rozpraszał koncentrację widza. Brakowało mu też dynamiki w niektórych momentach i gdyby nie świetne przerywniki muzyczne, ciężko byłoby wycisnąć ze scenariusza coś więcej. Nie martwcie się jednak, bo mimo tych wad "Walk the Line" i tak jest lepsze od większości filmów.

Na koniec dodam, że w sposób naturalny porównuję ten film do "Inside Llewyn Davis" - ta sama epoka, ten sam klimat, ta sama muzyka i tak samo znakomicie śpiewający aktor. I w tym starciu to Oscar Isaac wygrywa z Joaquinem Phoenixem. "Walk the Line" to film bardzo dobry, ale nie tak magiczny, jak wspomniane dzieło braci Coenów. Ale i tak warto znać!

Wniosek: Znakomite, a pod względem muzycznym doskonałe!


Copyright © Jest Kultowo! , Blogger