"Batman: The Killing Joke" ("Batman: Zabójczy Żart")
O czym to jest: Finalne starcie Batmana z Jokerem (z Batgirl w tle).
Wniosek: Nudne. Po prostu nieudana produkcja.
Recenzja filmu:
Z reguły nie sięgam po animacje (i tak dla produkcji fabularnych ledwo starcza mi czasu), ale okazjonalnie robię wyjątki. A Batman zasłużył na szczególną wzmiankę, ponieważ to mój ulubiony superbohater. Komiks "Batman: The Killing Joke" uchodzi za jeden z najlepszych w historii wydawnictwa DC, zatem jego ekranizacja w zrozumiały sposób zwróciła uwagę światowej publiki. Niestety - jak to często bywa - to co wychodzi na kartach komiksu, niekoniecznie sprawdza się na ekranie (nawet w wersji animowanej).
Mimo całej mojej miłości do Batmana i nostalgii do "Batman: The Animated Series", na której opiera się ten film, nie mogę powiedzieć, że dobrze się bawiłem. Oczywiście cudownie było znów usłyszeć Kevina Conroya jako Batmana i Marka Hamilla jako Jokera. Ale nostalgia to za mało by stworzyć dobre, wartkie kino! "The Killing Joke" składa się z dwóch części, które - co najgorsze - nie mają ze sobą nic wspólnego. Pierwsza, skupiona na Batgirl i jej relacji z Batmanem, jest naprawdę udana. Z odpowiednim tempem, akcją i fajnym poprowadzeniem fabuły. Jednak później urywa się i przeobraża w historię z Jokerem w tle, gdzie Batgirl działa jedynie jako MacGuffin, a nie pełnoprawny członek opowieści. Równie dobrze można by te części podzielić na dwie produkcje i nikt nie zauważyłby różnicy! W moich oczach to śmiertelny grzech reżysera, który ewidentnie nie potrafił zapanować nad scenariuszem i spójnością filmu.
Co najgorsze, relacja Batmana z Jokerem daleka jest od rywalizacji z nutką nostalgii, jaka cechowała chociażby - dla porównania - Robin Hooda i Szeryfa Nottingham w "Robinie z Sherwood". W tym filmie Batman przejawia wręcz psychopatyczne przywiązanie (miłość?) do Jokera i nawet kiedy ten krzywdzi Batgirl, Bruce Wayne nadal robi wszystko, by zakopać topór wojenny. Serio? To ma być "Batman na skraju"? Jest to tak absurdalne jak zakochany Joker w "Suicide Squad" - po prostu ni w ząb nie pasuje mi do przyjętej w popkulturze psychiki tego bohatera.
Ponadto zdecydowanie jestem rozczarowany całą otoczką "dorosłości" tego filmu. Biusty w bieliźnie i kilka kropel krwi to dosłownie tyle co nic, zwłaszcza jak na animację. Chcecie kontrowersyjnej animacji? To obejrzyjcie "Gandahara" albo "Sausage Party"! Przy tych filmach "Batman: The Killing Joke" wygląda jak kolejny odcinek familijnego serialu rodem z lat 90. I to na dodatek nudny.
Wniosek: Nudne. Po prostu nieudana produkcja.