"Sausage Party"
O czym to jest: Parówka Frank musi uratować siebie i przyjaciół przed pożarciem przez ludzi.
Wniosek: Miejscami bystre i odkrywcze, ale mogło być zabawniejsze.
Recenzja filmu:
Nic nie poradzę, że sztubacki (żeby nie powiedzieć: prostacki) humor do mnie nie trafia. Najwyraźniej nie jestem odbiorcą filmów tego typu, dlatego też z zasady unikam amerykańskich komedii, w tym tych stworzonych przez Setha Rogena. Jednak zrobiłem wyjątek dla "Sausage Party", psychodelicznej animacji o mordowanych i pożeranych przez ludzi produktach spożywczych (takie "Toy Story" w wersji 18+).
Nie żałuję, że poszedłem na to do kina, bo czasem warto zrobić sobie odskocznię od napakowanych efektami specjalnymi blockbusterów. I muszę przyznać, że bawiłem się dobrze, bo "Sausage Party" nie jest złym filmem. Ma pomysł na fabułę, w miarę zgrabny scenariusz, błyskotliwe postacie, staranną animację i świetnie podłożone głosy. Miejscami film wręcz tryska mnóstwem inteligentnych aluzji, jak chociażby przy żartach z religii, kwestii etnicznych (żydowski bajgiel i muzułmański lawasz podbiły moje serce) czy nawet Stephena Hawkinga (swoją drogą to Amerykanie naprawdę mają fioła na jego punkcie). I gdyby humor zatrzymał się w tym miejscu, byłoby w porządku. Niestety twórcy postanowili pojechać po bandzie również w kwestiach seksualnych - i to niestety w sposób dopasowany raczej do poziomu nastolatków. I choć osobiście nie jestem pruderyjny, to wiem z doświadczenia, że można zaprezentować humor wysokich lotów, a mimo to naszpikowany seksualnymi aluzjami (najlepszy przykład: "Wilk z Wall Street").
Ten zarzut, w połączeniu z kompletnie pozbawioną pomysłu końcówką, spowodował że po seansie mam mieszane uczucia. Cieszę się że to obejrzałem, ale czy zechcę wrócić do tego filmu? Raczej wątpię. A może po prostu jestem już za stary?
Wniosek: Miejscami bystre i odkrywcze, ale mogło być zabawniejsze.