"The Accountant" ("Księgowy")
O czym to jest: Autystyczny księgowy pracuje dla mafiosów, terrorystów i innych bandziorów.
Wniosek: Fajnie się oglądało, choć fabuła jest płytka jak kałuża.
Recenzja filmu:
Nie wiem jak to się stało, ale zacząłem nadrabiać filmografię Bena Afflecka. Co ciekawe niekoniecznie lubię go jako aktora (osobiście wolę jego brata Casey'a), ale tak się jakoś złożyło, że ostatnio na siebie wpadamy. Tym razem wybrałem się na "Księgowego", kolejny film o popularnym od jakiegoś czasu motywie geniusza z autyzmem lub zespołem Aspergera, posiadającym niezwykłe umiejętności. Idealny kinowy temat, zaczynając od poważnych dramatów ("Rain Man"), przez oparte na faktach historie ("The Imitation Game"), aż po zwykłą rozrywkę ("Sherlock"). A jak wyszło tym razem?
Rozrywkowo, to na pewno. Jeśli spodziewacie się ambitnego kina, to nic z tego. "Księgowy" to zwyczajna strzelanka ze świetną obsadą, satysfakcjonująca na wieczorne kino... i to tyle. Sporo tu scen akcji, bijatyk, imponującej choreografii i headshotów w stylu "Johna Wicka". Płytką fabułę próbowano zamaskować duża ilością przekombinowanych zwrotów akcji, które zapewne skutecznie zmyliły co mniej doświadczonych widzów. Ze mną tak łatwo nie poszło, ale to nie oznacza, że wyszedłem z kina rozczarowany - wręcz przeciwnie. Może nawet w przyszłości nabędę ten film w rozsądnej cenie, aby się "odmóżdżyć" od czasu do czasu.
Ben Affleck nie musiał się specjalnie wysilać. Aby pozostać zgodnym z charakterem postaci, wystarczyło by nie miał mimiki, co niebezpiecznie przypominało mi jego naturalny stan... Na szczęście całą resztę emocji nadrabiał ekspresyjny Jon Bernthal, którego bardzo lubię od czasów roli Shane'a w "The Walking Dead". Swoje dołożyli też J.K. Simmons i nowa gwiazdka Hollywood, Anna Kendrick. Powiedziałbym wręcz, że to aż za dobra obsada na tak prosty film, choć teoretycznie w tym aspekcie nigdy nie ma przesady, prawda? Wspólnie ten zespół zaserwował nam naprawdę niezły film akcji, który równie dobrze sprawdziłby się w kinach w latach 80. czy 90.
P.S. Któryś ze złośliwych recenzentów stwierdził, że z ostatnich dokonań Afflecka, to "Księgowy" ma lepsze zadatki na sequel niż "Batman v Superman". Coś w tym jest...
Wniosek: Fajnie się oglądało, choć fabuła jest płytka jak kałuża.