"Ip Man 2"
O czym to jest: Chiński mistrz chce otworzyć własną szkołę walki w Hong Kongu.
Wniosek: Świetne kino walki.
Recenzja filmu:
"Ip Man 2", znany też z podtytułem "Legend of the Grandmaster", to kontynuacja świetnej, biograficznej opowieści o Ip Manie, wybitnym mistrzu stylu wushu. O ile pierwszy "Ip Man" był w miarę wierny faktom z życia mistrza, to sequel pozwolił sobie na znacznie większą dowolność w fabule. Z rzeczywistością zgadza się w zasadzie tylko to, że w latach 50. Ip Man zamieszkał w Hong Kongu, gdzie założył szkołę sztuk walki. Na szczęście zmyślony scenariusz nie przeszkadza w tym, że to nadal rewelacyjne kino!
Donnie Yen jest tam samo fajny jak poprzednio - to zresztą na tyle sympatyczny aktor, że nie wyobrażam sobie, by oglądanie go sprawiało komukolwiek dyskomfort. Co istotne, prócz niego na ekranie pojawia się Sammo Hung, którego moje pokolenie pamięta z popularnego serialu policyjnego "Martial Law", który onegdaj leciał na Polsacie. Ale jest tu coś więcej, niż tylko fajni aktorzy. O sukcesie pierwszej części zadecydowało umiejscowienie akcji w czasach japońskiej okupacji Chin około II wojny światowej (oraz choreografia, oczywiście). W drugiej wystarczyła sama choreografia, która wzniosła się na wyżyny doskonałości. Widziałem w swoim życiu wiele filmów kung fu, ale to co się wyrabia w "Ip Manie 2" przechodzi ludzkie pojęcie! Zaczynając od pojedynków z mistrzami, kiedy to Ip Man musi udowodnić prawo do prowadzenia szkoły, przez nawalankę z miejscowymi bandziorami, aż do finałowego pojedynku w ringu, którego nie powstydziłby się sam "Rocky". Rewelacja! Tempo nie siada ani na chwilę, a widzowie nie mają żadnych wątpliwości, że skromny mistrz Ip Man w ostatniej scenie skopie tyłek wszystkim złym ludziom!
Ten film podobał mi się nawet bardziej niż oryginał, choć nie ma w nim nic poza samą akcją. Zatem jeśli szukacie dobrej, szczerej nawalanki kung fu, to zapraszam przez ekrany. Jest moc!
Wniosek: Świetne kino walki.