"Logan" ("Logan: Wolverine")
O czym to jest: Stary i chory Wolverine musi uratować przyszłość wszystkich mutantów.
Wniosek: Wybitne, głęboko poruszające, świetnie nakręcone.
Recenzja filmu:
Jeśli chodzi o jakikolwiek cykl filmów superbohaterskich, to na kolejny odcinek sagi "X-Men" czekam zawsze najbardziej. Na dłuższą metę męczą mnie przesycone efektami produkcje "Marvela", a także pompatyczne pulpy od "DC". X-Meni mają ciekawą fabułę, poważne dylematy i co najważniejsze świetne postacie, wśród których to prym wiedzie - rzecz jasna - Wolverine.
To rola życia Hugh Jackmana, nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Grał tę postać przez 17 lat! Wliczając camea, pojawił się w aż dziewięciu filmach, z czego w trzech był głównym bohaterem, a w czterech kolejnych pierwszym pośród równych. Nieźle, prawda? Jackman zapowiedział, że "Logan" będzie jego pożegnaniem i to takim, o jakim fani długo nie zapomną. Dotrzymał słowa. Być może to także pożegnanie Patricka Stewarta z rolą Profesora X - wprawdzie co do jego postaci nie zapadła jeszcze ostateczna decyzja, ale wszystko na to wskazuje. Wspólnie, Jackman i Stewart podarowali nam niezwykłe dzieło, gdzie w dystopijnym świecie przyszłości (wyglądającym tak samo ponuro jak dziś, tyle że z większą ilością gadżetów) mutanci zostali doprowadzeni na skraj zagłady. Ich ostatnią nadzieją może być grupka dzieci, z "córką" Wolverine'a na czele, znaną pod kryptonimem X-23. Problem w tym, że Wolverine i Profesor X są już starzy, schorowani i może im nie starczyć sił na tą ostatnią walkę. Kto odniesie sukces - okrutni ludzie czy szlachetni mutanci?
Jestem pod gigantycznym wrażeniem głębi fabuły "Logana". Nie chodzi tylko o efekty i wspaniałe zamknięcie wątków, choć należy oczywiście zauważyć, że nie wyobrażam sobie lepszego zakończenia przygód X-Menów. Gdyby odjąć z fabuły wszystkie supermoce, otrzymalibyśmy niezwykły dramat, poruszający kwestie starzenia się, utraty sił, konsekwencji dawnych grzechów i pogodzenia się z samym sobą u kresu życia. Nic dziwnego, że jako utwór wiodący w trailerze wykorzystano cover "Hurt" autorstwa Johnny'ego Casha. Przekaz tej piosenki nie mógłby być bardziej wyrazisty.
Jackman dał z siebie wszystko. Wolverine cierpiący na coś w rodzaju Parkinsona spowodowanego zalegającym w ciele adamantium jest prawdziwą ruiną, zarówno fizyczną, jak i psychiczną. Jeszcze dalej twórcy posunęli postać Profesora X, cierpiącego na chorobę Alzheimera. Do czego jest zdolny najpotężniejszy telepata świata, gdy jego umysł ulega rozpadowi? Ale to nie koniec moich zachwytów, bo "Logan" podarował nam jeszcze dwójkę innych, znakomitych aktorów. Pierwszym jest Boyd Holbrook w roli czarnego charakteru, którego znacie jako agenta Murphy'ego z serialu "Narcos". Zapamiętajcie gdy mówię, że ten artysta wznosi się coraz wyżej w światku Hollywood i jeszcze dopnie swego (bardzo czekam na "The Predator" z jego udziałem). Ale to nie Holbrook jest prawdziwym objawieniem "Logana". Dwunastoletnia Dafne Keen, młodziutka Hiszpanka brytyjskiego pochodzenia, która zagrała X-23, zrobiła taką furorę jak - i nie będzie to przesadą - Natalie Portman w "Leonie" lata temu. Dziewczyna nie dość, że ma gigantyczny, naturalny talent, to jeszcze trenuje gimnastykę, akrobatykę i sztuki walki. Sceny akcji z jej udziałem to prawdziwa petarda! I tu się pojawia mój dylemat. Z jednej strony "Logan" stanowi wspaniały finał serii, a z drugiej bardzo (ale to bardzo!) chciałbym zobaczyć jeszcze na ekranie Keen jako X-23. Ot, problemy pierwszego świata!
Jestem zachwycony ponad wszelką miarę. Już od dawna żaden film w takim stopniu nie tylko spełnił, ale wręcz przekroczył moje najśmielsze oczekiwania. "Logan" jest doskonałym filmem superbohaterskim, dramatem obyczajowym i kinem akcji jednocześnie. Czapki z głów. Dziękuję!
Wniosek: Wybitne, głęboko poruszające, świetnie nakręcone.