"Pirates of the Caribbean: Dead Men Tell No Tales" ("Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara")
O czym to jest: Jack Sparrow i przyjaciele poszukują Trójzębu Posejdona.
Wniosek: To byli "Piraci z Karaibów" na jakich czekaliśmy!
Recenzja filmu:
Panie i panowie, miło mi poinformować, że producenci najbardziej dochodowej franczyzy o piratach w historii kina w końcu się ogarnęli! Po wielkim nieporozumieniu, jakim okazało się "Na Nieznanych Wodach", postanowiono wrócić do korzeni. Zamiast na siłę wymyślać zupełnie oryginalną historię i robić z Jacka Sparrowa głównego bohatera (do czego się nie nadaje), de facto odkurzono scenariusz "Klątwy Czarnej Perły" i nakręcono ją na nowo, zmieniając tu i ówdzie kilka szczegółów. Puryści zapewne będą się zżymać na autoplagiat, ale ja uważam że dobre rzeczy zawsze warto naśladować - zwłaszcza, jeśli robi się to umiejętnie!
"Dead Men Tell No Tales", znane także pod tytułem "Salazar's Revenge" (czyli "Zemsta Salazara"), to już piąta i być może ostatnia odsłona przygód "Piratów z Karaibów". Naczytałem się sporo o wybrykach Johnny'ego Deppa na planie i o tym, jak ostatecznie popsuło to cały film. Mało tego, chyba nie trafiłem na ani jedną pozytywną recenzję! Zastanawiam się, czy recenzentom na pewno nie pomyliły się części, bo mimo że sam zasiadłem w kinie z negatywnym nastawieniem, wyszedłem cały w skowronkach, odnotowując na koncie dwie godziny świetnej zabawy! Owszem, zdarzyło się kilka wpadek i potknięć, z czego największym był Brenton Thwaites w roli Henry'ego (reinkarnacji postaci Willa Turnera) - aktor tak drewniany, że doskonale wpasował się w deski pokładu pirackiego żaglowca. Ale co popsuł Brenton, to naprawili rewelacyjny Javier Bardem jako kapitan Salazar, urocza Kaya Scodelario w roli Cariny (niegrzeczna reinkarnacja postaci Elizabeth Swann), a także cała masa postaci (i małp) znanych z poprzednich części. A wśród nowego zaciągu aktorów, uważny nerd znalazł nawet Faramira oraz Oriego z serii "Władcy Pierścieni"!
A Johnny Depp? Dobrze że przypomniano sobie, że Jack Sparrow musi być zawsze pod wpływem rumu, chwiać się na nogach, mało gadać i stroić śmieszne miny. Sparrow był tu dokładnie takim, jakiego znamy i kochamy - a świetny flashback dodatkowo wyjaśnił nam, skąd się wzięła jego legenda i fantazyjny strój. Może to wina makijażu, ale w ogóle nie widać na twarzy Deppa tych czternastu lat, jakie upłynęły od premiery pierwszej części. Pozazdrościć genów! I powiem szczerze, że nic mnie nie obchodzi, co Depp wyprawiał poza planem. Liczy się tylko i wyłącznie efekt końcowy, a ten dostarczył mi niewątpliwej satysfakcji.
"Zemsta Salazara" to jeszcze więcej piratów, jeszcze więcej czarów, fantastycznych scen akcji (napad na bank i karuzela z gilotyną to prawdziwe mistrzostwo), potworów (rekiny-zombie!!!), morskiej mitologii i dobrej zabawy. Co ciekawe, finał tak sprytnie zamyka wszystkie wątki, że jeśli "Piraci z Karaibów" w tym momencie pójdą na dno, nie będę odczuwał żalu. Ale scena po napisach daje nadzieję na epicką szóstą część... Tylko czy widzowie będą jej chcieli?
Wniosek: To byli "Piraci z Karaibów" na jakich czekaliśmy!